wtorek, 21 lipca 2015

Złe towarzystwo


John Verdon – Złe towarzystwo
(Otwarte, 2012)

Komercyjny sukces „Wyliczanki” sprawił, że Verdon po prostu ubzdurał sobie, że musi coś napisać i doić krowę, póki mleko daje, toteż dostajemy przegadane i przekombinowane popłuczyny po pozbawionym uważnego redaktora debiucie, czyli „Shut your eyes tight”, nie wiedzieć czemu wydane u nas jako „Złe towarzystwo”.

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to zwiększone natężenie przekleństw i to w niesmacznych, obrzydliwych kombinacjach. Autor najwidoczniej uznał, że jeśli bohaterowie nie są wulgarni i obleśni w mowie, to nie jest dorośle i mroczno.

Detektyw Gurney nadal jest uznawany za wybitnego geniusza i nadal robi z siebie kompletnego idiotę, przy czym największą jego winą jest tutaj zignorowanie najbardziej podejrzanej ze wszystkich osób. Człowiek oczywiście łudzi się, że to niemożliwe, że rozwiązanie byłoby zbyt oczywiste i czeka cierpliwie na zaskakujący twist, lecz niestety…

Fabuła kiepska, książka licha i nawet główny bohater zdaje się męczyć całą tą nieudaną powtórką z rozrywki, zwieńczoną – jakżeby inaczej – szczęśliwym zakończeniem (strzał w głowę bez żadnych konsekwencji!). A tłumacz najwyraźniej nie wie, co znaczy słowo „osławiony”.

Nie polecam.