poniedziałek, 30 września 2013

Messier 13

Bohdan Petecki - Messier 13
(Iskry, 1977)

"Ludzie po latach eksploracji natykają się na odległej planecie na artefakty po wymarłej cywilizacji, a na orbicie na statek z martwym pilotem należącym do innej rasy. Po jakimś czasie na powierzchni planety rozpoczynają się dziwne świetlne miraże. Czy jest to próba nawiązania kontaktu?"

Plusik - czyta się lepiej niż "Pierwszego ziemianina".

...

I to właściwie wszystko, co dobrego mogę powiedzieć o tej powieści. Niestety, mamy tu bohatera, którym trudno się zainteresować, suchy, nieciekawy język, przynudnawą narrację i niewarte uwagi zakończenie. Rozumiem, że autor chciał postawić na napięcie między humanistami-naukowcami, którzy ochoczo pobiegliby za każdym kosmitą, by nawiązać kontakt, a pełnymi nieufności agentami ochrony, którzy muszą hamować ich zapędy, ale - mimo dobrych chęci - nie potrafiłam znaleźć w tym jego konflikcie nic zajmującego.

I tyle.

poniedziałek, 23 września 2013

Piotruś Pan


J. M. Barrie - Piotruś Pan
(Nasza Księgarnia, Warszawa 1974)

Zniechęcona disneyowską wizją, nigdy nie sięgnęłam po kurzącego się na półce „Piotrusia Pana”. Teraz, poznawszy książkowy oryginał, jakoś nie czuję, że cokolwiek straciłam.

Zacznę od tego, co mi się podoba – logika autora. Żeby Piotruś nie mógł rzeczywiście dorosnąć, nie może pamiętać ani gromadzić doświadczeń.  Musi żyć chwilą, nie rozważać ani nie wspominać. Przez to jest – jak pisze o nim sam twórca - wesoły, niewinny i bez serca. Nie wyobrażam sobie, by u Disneya przeszła podobna postać, tzn. Piotruś, który niekoniecznie rzuciłby się ratować spadającego towarzysza (chyba, że widziałby w tym coś zabawnego i miał powód do samopodziwu) albo który rychło zapomniałby nie tylko o Haku, ale i o Dzwoneczku po ich śmierci. Poza tym... wyobrażacie sobie disnejowską wersję płaczącą przez sen i Wendy biorącą go na kolana, by go utulić? Piotrusia w żywicy i w liściach wciąż na nowo wypłakującego ból i cierpienie w kompletnej nieświadomości, po to, by świadomie być jedynie beztroską, naiwną radością, podatną na zranienia przez doświadczenie niesprawiedliwości, ale kompletnie o tym zapominającą, tak jak o swych własnych przygodach, wrogach i przyjaciołach, wciąż i wciąż od nowa?  Że nie wspomnę o zabijaniu...

Co mi się nie podobało? Właściwie wszystko inne – kpiarski ton autora i jego pomysły po prostu nie trafiają w moje gusta. Śmieszne było co prawda zdanie, z którego wynikało, że gdy Piotruś wychodził, jego towarzysze odnajdywali w pobliżu ich domostwa jakieś zwłoki (rezultat nocnych przygód), i ogólna lekkość w traktowaniu śmierci i krwi – bo w Nibylandii śmierć to przygoda – ale kompletnie nie pochwycił mnie nastrój tej książki i – niestety – nie potrafiłam się przejąć losem przedstawianych postaci (po prawdzie to lwia część bohaterów, jeśli nie wszyscy, budziła we mnie irytację). Powiem wprost – nudziłam się, przeskakiwałam akapity, chciałam jak najszybciej skończyć. Być może jednak książka spodoba się tym, którym w dzieciństwie serca szybciej biły na myśl o Indianach i piratach. Ja do nich nie należę.


P.S. Ta okładka jest odrażająca! Czy tylko mnie się wydaje, że ten bezuszny Piotruś z głową kosmity mówi: „Zaśnij słodko, to zjem twój mózg”?

niedziela, 8 września 2013

Ewangelia według Heroda

Marcin Wolski - Ewangelia według Heroda
(M, 2011)

"W roli głównej Joe Carpenter amerykański agent służb specjalnych - pasjonat i hobbista poszukujący starożytnych tekstów. W niezwykłych okolicznościach w jego ręce trafia zaszyfrowany tekst, spisany przez tajemniczego etiopskiego mnicha, strażnika Arki Przymierza.
Proroctwo napisane 30 lat wcześniej w precyzyjny sposób przepowiada m.in. wybór na prezydenta Baraka Obamy, katastrofę smoleńską.
Zapowiada dalsze losy świata wraz z paruzją powtórnym przyjściem Chrystusa. Światowe mocarstwa - USA, Rosja, Unia Europejska bardzo poważnie traktują spełniające się proroctwo. Wspólnymi siłami organizują wielką akcję aborcyjną, która ich zdaniem ma doprowadzić do przeciwstawienia się słowom proroctwa. W tle widzimy potężny terrorystyczny zamach na Watykan niszczący prawie połowę Rzymu, światowy spisek satanistyczny, technologie in vitro."

Dziwię się, że chrześcijańskie wydawnictwo wydało podobną powieść. Pod względem teologicznym nic tu nie ma sensu. Ma się narodzić nowy Mesjasz (zupełnie nowy Bóg-Człowiek, któremu pewnie przyklasnęłyby feministki), ma być "Jeszcze Nowszy Testament", mają być kopie Maryi i Józefa (już prędzej parodie), itp. Pal licho, że główny bohater może nie wiedzieć, o co chodzi w wierze katolickiej, ale że sami katolicy tego nie wiedzą? Na czele z duchownymi?

Na Zachodzie mnożą się wciąż filmy i seriale, które obśmiewają katolicyzm. Dość częstym motywem jest wyśmiewanie dziewictwa Maryi (mylonego nagminnie z terminem Niepokalane Poczęcie, które nie odnosi się wcale do poczęcia Jezusa). Żartuje się, że wystarczy, że dziewczyna powie, iż poczęła z Ducha Świętego, a tępi katolicy potulnie to łykną, przecież to tacy idioci! Czemu pan Wolski dolewa wody na młyn podobnym prześmiewcom, nie mam pojęcia - faktem pozostaje, że w jego książce wszystko odbywa się tak, jak w owych żartach. Bohaterowie mówią sobie nawet, że - chociażby w takiej Polsce - gdyby zakonnica przyznała się, że poczęła w niewyjaśniony sposób, znalazłaby się natychmiast pod troskliwą opieką zakonu jako druga Maryja (w rzeczywistości oddano by ją pod troskliwą opiekę psychiatry!). Człowieka niekoniecznie wierzącego, ale choć trochę orientującego się w kwestii tego, w co wierzyli Jan Paweł II czy Matka Teresa, powinno skręcać w fotelu, jak czyta te bzdury. Całe nauczanie Kościoła, rozum i logika idą się bujać na karuzeli, a fabuła może dumnie stanąć obok dzieł, w których Chuck Norris rozwala szatana z półobrotu, żeby Bóg nie stracił magicznego berła, a tym samym władzy nad światem.

Pozostaje pytanie, co wydawnictwo chciało osiągnąć przez powielanie podobnych bredni. Co innego jak chce na tym zarobić aktor filmów akcji, co innego jak przykłada do tego rękę rzekomo chrześcijański wydawca, który podobnym czynem utwierdza wszak laików w przekonaniu, że religia to czary-mary dla skrajnie naiwnych i nie ma nic niestosownego w Schwarzeneggerze ratującym ludzkość przed diabłem w zastępstwie wyjątkowo dziwacznego Absolutu.