wtorek, 7 lipca 2015

Wyliczanka (audiobook)



John Verdon – Wyliczanka

Żeby uczcić nieznośne fale upału, nie będę się wysilać i po prostu zespoiluję debiut Verdona.

Zacznijmy od głupiego pomysłu przeklejania bieżników butów tak, by zostawiać odwrotne odciski. Ciężko się tego nie czepiać, gdy parę razy podkreśla się czytelnikowi, że nic tak dobrze nie zachowuje śladów, jak zmrożony śnieg. Otóż fakt, że coś jest nie tak z podobnymi odciskami jest banalny do zaobserwowania dla przeciętnej osoby – w USA był zresztą autentyczny przypadek pozostawienia tak „chytrych” tropów, które w rezultacie nie zmyliły nikogo. Chodzi o rozkład ciężaru stopy, który zniekształca pozostawiony ślad. Trudno uwierzyć, że mrowie policjantów plus rzekomo genialny detektyw nie zwróciło na to najmniejszej uwagi, i to na najlepszym możliwym podłożu. Naprawdę.

Detektyw jest tak genialny, że robi z siebie totalnego idiotę (żeby nie użyć gorszych określeń) i w tajemnicy przed wszystkimi podjudza seryjnego mordercę. Powtórzę – genialny detektyw, specjalista od chwytania zwyrodnialców, nic nikomu nie mówiąc, prowokuje psychopatę, bo tak mu akurat przyszło do głowy. Naprawdę.

Seryjny morderca każe ofiarom wysyłać czeki na niby przypadkowy, nie mający związku, a jednak TEN SAM, konkretny adres, a policja NIE prześwietla na wylot właściciela adresu. Naprawdę.

To najbardziej przykre momenty tej intrygi. Ale są i inne wady, jak choćby zbędne powtórzenia i momentami niepotrzebne wykładanie rzeczy stosunkowo prostych. Największym z minusów była dla mnie żona genialnego detektywa, z jej irytującą manierą odpowiadania nie na temat. Miałam nadzieję, że zagrożony rozpadem związek zakończy się jak najszybciej albo że ją zabiją. Niestety, czekał mnie jedynie banalny do bólu happy end.


Nieliczne plusy przyznaję za brak alkoholizmu detektywa i jałowych rozmyślań o seksie. No i za to, że audiobooka słuchało się O NIEBO lepiej niż całej tej oślizłej żenady w wykonaniu Nesbo.