wtorek, 2 lutego 2016

Szatańskie urojenie. Ateizm i jego pretensje naukowe


David Berlinski – Szatańskie urojenie. Ateizm i jego pretensje naukowe
(Prószyński i s-ka, Warszawa 2009)

„Przez ponad stulecie fizycy pysznili się faktem, że ich domeną jest to, co dziwne, osobliwe, nieoczekiwane, zagmatwane, abstrakcyjne. Tymczasem pojawił się związek, który był w stanie pojąć każdy intelektualny prymityw: wszechświat miał początek, a zatem coś musiało spowodować, że powstał. Gdzież byłaby fizyka, pytali fizycy, gdybyśmy zwracali choćby minimalną uwagę na oczywistości?”

Wydaje się, że nie trzeba wielkiego wysiłku intelektualnego, by stwierdzić, że Dawkins bredzi jak potłuczony, a Hawking plącze się we własnych stwierdzeniach. A jednak fakt, że ludzie biją nabożne pokłony przed ich schizofrenicznymi teoriami, które sprowadzić można do radosnego omijania problemów i ignorowania sprzeczności, dobitnie pokazuje, że intelekt to dziś towar deficytowy. Autor, jak sam o sobie mówi – świecki Żyd, napisał tę książkę w obronie myśli religijnej, zirytowany nadzwyczajną arogancją tak zwanych naukowców. We wstępie zaznacza: „Nie wiem, czy cokolwiek z tego [co głosi religia] jest prawdą. Ale jestem także pewien, że społeczność naukowa nie umiałaby stwierdzić, że to fałsz”. W krótkich rozdziałach Berlinski zadaje niewygodne pytania i wytyka nieścisłości co do teorii strun, teorii ewolucji, samolubnych genów i kosmologii kwantowej (polecam szczególnie jej „katechizm”).


Jeśli posiadacie rzadki dar używania logiki i nie przyjmujecie wynurzeń naukowych bezkrytycznie, prawdopodobnie nie znajdziecie w tej książeczce niczego odkrywczego i zaskakującego. Jeśli nie dostrzegacie jeszcze, że w naszych czasach „nauka” sprowadza się do argumentów: „kto nie wierzy w ewolucję, ten jest głupi i śmierdzi mu z uszu”, sięgnijcie nie tylko po Berlinskiego, ale i po polecanych przeze mnie Chaberka i Flew.