David Berlinski
– Szatańskie urojenie. Ateizm i jego pretensje naukowe
(Prószyński i
s-ka, Warszawa 2009)
„Przez ponad
stulecie fizycy pysznili się faktem, że ich domeną jest to, co dziwne,
osobliwe, nieoczekiwane, zagmatwane, abstrakcyjne. Tymczasem pojawił się
związek, który był w stanie pojąć każdy intelektualny prymityw: wszechświat
miał początek, a zatem coś musiało spowodować, że powstał. Gdzież byłaby
fizyka, pytali fizycy, gdybyśmy zwracali choćby minimalną uwagę na
oczywistości?”
Wydaje się, że
nie trzeba wielkiego wysiłku intelektualnego, by stwierdzić, że Dawkins bredzi
jak potłuczony, a Hawking plącze się we własnych stwierdzeniach. A jednak fakt,
że ludzie biją nabożne pokłony przed ich schizofrenicznymi teoriami, które
sprowadzić można do radosnego omijania problemów i ignorowania sprzeczności, dobitnie
pokazuje, że intelekt to dziś towar deficytowy. Autor, jak sam o sobie mówi –
świecki Żyd, napisał tę książkę w obronie myśli religijnej, zirytowany
nadzwyczajną arogancją tak zwanych naukowców. We wstępie zaznacza: „Nie wiem,
czy cokolwiek z tego [co głosi religia] jest prawdą. Ale jestem także pewien,
że społeczność naukowa nie umiałaby stwierdzić, że to fałsz”. W krótkich
rozdziałach Berlinski zadaje niewygodne pytania i wytyka nieścisłości co do
teorii strun, teorii ewolucji, samolubnych genów i kosmologii kwantowej
(polecam szczególnie jej „katechizm”).
Jeśli posiadacie
rzadki dar używania logiki i nie przyjmujecie wynurzeń naukowych bezkrytycznie,
prawdopodobnie nie znajdziecie w tej książeczce niczego odkrywczego i
zaskakującego. Jeśli nie dostrzegacie jeszcze, że w naszych czasach „nauka”
sprowadza się do argumentów: „kto nie wierzy w ewolucję, ten jest głupi i
śmierdzi mu z uszu”, sięgnijcie nie tylko po Berlinskiego, ale i po polecanych
przeze mnie Chaberka i Flew.