czwartek, 28 listopada 2013

Wałęsa - Człowiek z teczki

Sławomir Cenckiewicz – Wałęsa. Człowiek z teczki
(Zysk i S-ka, Poznań 2013)

„Myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Człowiek legenda, wielki Wałęsa, autorytet dla wielu milionów ludzi na całym świecie, w sposób upokarzający, uprzejmie prosi generała, żeby ten publicznie powiedział, że on jest w porządku”. (Frasyniuk)

„Szczególną odrazę w wojsku wzbudziły alianse i fraternizowanie wiceministra obrony narodowej Bronisława Komorowskiego oraz prezydenta Lecha Wałęsy z najbardziej gorliwymi oficerami z okresu stanu wojennego. Ich ostentacyjna sympatia do niedawnych przeciwników zniweczyła w wojsku to, co być może jest w nim najcenniejsze: godność i honor”. (płk. Dronicz)

„Położyłem rękę na teczce i powiedziałem: Tutaj jest wszystko. Proszę. – Wałęsa zbladł”. (Jelcyn)

Mimo akcji czyszczenia papierów bogata dokumentacja leżała praktycznie na wierzchu. Przekonałem się wówczas, że tylko panująca w elitach i wśród historyków zmowa powoduje, że prawda nie dociera do opinii publicznej”. (Cenckiewicz)


Kiedy dowody coraz klarowniej wskazywały, że współpraca Lecha Wałęsy z SB nie jest – jak z początku sądzono - propagandą władz, lecz brutalnym faktem, wielu z bólem uznało, że Wałęsa pobłądził w życiu, ale w gruncie rzeczy ma niepodważalne zasługi, sprawa „Bolka” była „incydentem”, i nadal należy mu się piedestał godny legendy. Prawda, którą przedstawia nam doktor Cenckiewicz, okazuje się jednak druzgocąca – mit wielkiego przywódcy jest całkowitą fikcją, zaś symbol „Solidarności” i upadku komunizmu prymitywnym oszustem i manipulatorem, zdrajcą sprzedających przyjaciół i kolegów ze stoczni, nadzwyczaj gorliwym donosicielem, uległym kapralem płaszczącym się przed generałami, Jaruzelskim i Kiszczakiem, pozbawionym skrupułów sprzedawczykiem szukającym jedynie własnego zysku, żądnym sławy, poklasku, a co najistotniejsze – pieniędzy.

 „I tak oto Wałęsa został patronem nowego sowieckiego blefu – spektaklu teatralnego, którego tematem było obalenie komunizmu”.

***

Wiem, że dużo ludzi – znam takich – mówi, że nie interesuje się w ogóle polityką, obecną czy przeszłą. Podobni ignoranci nie rozumieją, że nie idzie o hobby, pasję, czy namiętność, ale nasze zwykłe, codzienne życie. Chodzi o to, czy będziesz mieć za co kupić zwykłe, ludzkie jedzenie, nie bojąc się, że najesz się soli drogowej, czy innych świństw, co premier Twojego kraju skwituje jedynie głupawym uśmiechem; czy wolno ci będzie decydować o CZYMKOLWIEK, co ciebie dotyczy – od wychowania dzieci do elementarnego poczucia bezpieczeństwa (rząd Tuska wesoło zatwierdził, że kradzież poniżej tysiąca złotych to zaledwie nieistotne wykroczenie, a dwustu posłów w sejmie spuszcza w sedesie demokratyczną inicjatywę miliona obywateli); czy Twoje (TWOJE!) cieżko zarobione pieniądze pójdą na Twój pożytek, czy prosto do kieszeni kolesiów… Nienormalność naszej obecnej sytuacji z czegoś wynika. Albo zacznie mieć to dla nas znaczenie i świadomie zaczniemy się temu opierać, albo będziemy posłusznie i bezmyślnie jeść sól drogową bez słowa skargi, aż staną nam trzewia.

A skąd weźmiemy świadomość bez prawdy?

„Słowem, bez rzetelnego opisu „bolkowatości” nie zrozumiemy kraju, w którym żyjemy, nie zrozumiemy powiązań, które blokują (chciałoby się rzec: „bolkują”) rozwój Polski”. (Zybertowicz)


środa, 6 listopada 2013

Przegląd Końca Świata: DEADLINE


Mira Grant - Przegląd Końca Świata: DEADLINE
(SQN, 2013)

Mira Grant cieszy się, że książka jest dużo bardziej udana niż pierwsza część serii. Naprawdę chciałabym podzielać jej entuzjazm, ale nie mogę. Bohaterowie wyjęci z pierwszego lepszego amerykańskiego filmu, gdzie scenarzysta uważa, że pisze zabawne dialogi, a jego postaci absolutnie nie mogą być nielubiane (mnie osobiście irytowały równie mocno jak głupi nastolatkowie z tandetnych horrorów), niemal zupełny brak zombie i dość smętna intryga nie mogą być uznane za zasługującą na wielki sukces mieszankę. Do tego dorzucenie możliwości klonowania ludzi owocuje zbyt łatwo przewidywalnym i kompletnie niepożądanym twistem w epilogu. Plusem jest oczywiście prostota języka i stylu, co sprawia, że owo rozczarowujące czytadło chłonie się błyskawiczne (ale też dlatego, że chce się je jak najszybciej skończyć i sięgnąć po coś lepszego).

Z pewnością przeczytam ostatnią część historii, gdy wreszcie się ukaże, ale muszę przyznać, że - niestety - spodziewam się jeszcze gorszego zawodu.

5=/10