Sławomir Cenckiewicz – Wałęsa.
Człowiek z teczki
(Zysk i S-ka, Poznań 2013)
„Myślałem, że zapadnę się pod
ziemię. Człowiek legenda, wielki Wałęsa, autorytet dla wielu milionów ludzi na
całym świecie, w sposób upokarzający, uprzejmie prosi generała, żeby ten
publicznie powiedział, że on jest w porządku”. (Frasyniuk)
„Szczególną odrazę w wojsku
wzbudziły alianse i fraternizowanie wiceministra obrony narodowej Bronisława
Komorowskiego oraz prezydenta Lecha Wałęsy z najbardziej gorliwymi oficerami z
okresu stanu wojennego. Ich ostentacyjna sympatia do niedawnych przeciwników
zniweczyła w wojsku to, co być może jest w nim najcenniejsze: godność i honor”.
(płk. Dronicz)
„Położyłem rękę na teczce i
powiedziałem: Tutaj jest wszystko. Proszę. – Wałęsa zbladł”. (Jelcyn)
„Mimo akcji czyszczenia papierów bogata dokumentacja leżała praktycznie
na wierzchu. Przekonałem się wówczas, że tylko panująca w elitach i wśród
historyków zmowa powoduje, że prawda nie dociera do opinii publicznej”.
(Cenckiewicz)
Kiedy dowody coraz klarowniej wskazywały,
że współpraca Lecha Wałęsy z SB nie jest – jak z początku sądzono - propagandą
władz, lecz brutalnym faktem, wielu z bólem uznało, że Wałęsa pobłądził w
życiu, ale w gruncie rzeczy ma niepodważalne zasługi, sprawa „Bolka” była „incydentem”,
i nadal należy mu się piedestał godny legendy. Prawda, którą przedstawia nam doktor
Cenckiewicz, okazuje się jednak druzgocąca – mit wielkiego przywódcy jest
całkowitą fikcją, zaś symbol „Solidarności” i upadku komunizmu prymitywnym
oszustem i manipulatorem, zdrajcą sprzedających przyjaciół i kolegów ze
stoczni, nadzwyczaj gorliwym donosicielem, uległym kapralem płaszczącym się
przed generałami, Jaruzelskim i Kiszczakiem, pozbawionym skrupułów sprzedawczykiem
szukającym jedynie własnego zysku, żądnym sławy, poklasku, a co najistotniejsze
– pieniędzy.
„I tak oto Wałęsa został patronem nowego
sowieckiego blefu – spektaklu teatralnego, którego tematem było obalenie
komunizmu”.
***
Wiem, że dużo ludzi – znam takich
– mówi, że nie interesuje się w ogóle polityką, obecną czy przeszłą. Podobni
ignoranci nie rozumieją, że nie idzie o hobby, pasję, czy namiętność, ale nasze
zwykłe, codzienne życie. Chodzi o to, czy będziesz mieć za co kupić zwykłe, ludzkie
jedzenie, nie bojąc się, że najesz się soli drogowej, czy innych świństw, co
premier Twojego kraju skwituje jedynie głupawym uśmiechem; czy wolno ci będzie
decydować o CZYMKOLWIEK, co ciebie dotyczy – od wychowania dzieci do
elementarnego poczucia bezpieczeństwa (rząd Tuska wesoło zatwierdził, że
kradzież poniżej tysiąca złotych to zaledwie nieistotne wykroczenie, a dwustu
posłów w sejmie spuszcza w sedesie demokratyczną inicjatywę miliona obywateli);
czy Twoje (TWOJE!) cieżko zarobione pieniądze pójdą na Twój pożytek, czy prosto
do kieszeni kolesiów… Nienormalność naszej obecnej sytuacji z czegoś wynika.
Albo zacznie mieć to dla nas znaczenie i świadomie zaczniemy się temu opierać,
albo będziemy posłusznie i bezmyślnie jeść sól drogową bez słowa skargi, aż
staną nam trzewia.
A skąd weźmiemy świadomość bez
prawdy?
„Słowem, bez rzetelnego opisu
„bolkowatości” nie zrozumiemy kraju, w którym żyjemy, nie zrozumiemy powiązań,
które blokują (chciałoby się rzec: „bolkują”) rozwój Polski”. (Zybertowicz)