Arthur Conan Doyle – Zagadki Sherlocka Holmesa
(Oficyna Wydawnicza Rytm, Wydawnictwo Waza, Warszawa 2003)
Gdy bezradnie przetrząsałam półki lokalnej biblioteki w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłabym przeczytać ze szczerą chęcią, a nie tylko z powodu braku odpowiadającej mi lektury, przyszło mi do głowy, że muszą tam być przecież książki prawie zupełnie niewypożyczane i pozostające w niełasce czytelników. Od razu pomyślałam o przygodach Sherlocka Holmesa i chyba się nie myliłam – wszystkie pozycje spod pióra sir Conana Doyle’a stały w nienaruszonym porządku, wszystkie bez widoczniejszych śladów zużycia ( w przeciwieństwie do niemiłosiernie wymiętych kryminałów Agathy Christie).
Nigdy wcześniej nie czytałam Sherlocka Holmesa. I teraz już wiem, że do podobnej lektury nic mnie szybko nie zachęci.
To klasyk w czystej postaci – trudno powiedzieć o nim złe słowo, ale trudno też ze szczerym sercem polecić go komuś, kto nie jest bibliofilem, a jedynie pragnie przeczytać coś ciekawego.
I ja także nie śmiem wystawiać oceny klasykowi. A równocześnie nie mogę nikogo zachęcić, by zechciał zapoznać się z tą książką.
Nie lubię Holmesa, przyznaję. Ale przyznaję jednocześnie, że czytało mi się go o wiele lepiej, niż „Opowieści niesamowite” Poego.
To bardzo przyjemny w odbiorze zbiór opowiadań. Sęk w tym, że forma opowiadań odpowiada mi o wiele bardziej niż treść. Ot i cały problem.
***
Georges Simenon – Wariatka Maigreta
(L&L, Gdańsk 2001)
Z przykrością stwierdzam, że nawet nudny Sędzia Di zapewnia znacznie lepszą rozrywkę. Ot, niezbyt porywające śledztwo w sprawie śmierci staruszki, bez zaskakujących zwrotów akcji, za to z senną narracją.
Nie warto.