Jana ze Wzgórza Latarni
(Nasza Księgarnia, Warszawa 1996)
„Jana…” została napisana 29 lat po „Ani…” i bardzo trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to kolejna książka autorki stworzona jedynie z powodu łatwych pieniędzy – „znowu to samo, co zwykle, ale krócej, bo już mi się nie chce”.
Wrażliwa dziewczynka z poetycką duszą, wredna, nieczuła babka, która ją utrzymuje, zakochani (w tym wypadku rodzice) rozdzieleni przed laty z własnej głupoty, no i Wyspa Księcia Edwarda pełna życzliwych ludzi, gdzie człowiek natychmiast staje się sobą, zyskuje pewność siebie, chęć do życia i w ogóle jest uleczony z traum i trosk. Obowiązkowy happy end jest jak zwykle do bólu przewidywalny, zbiegi okoliczności są ciężkie do strawienia, wyspa jest – oczywiście - magiczna, zaś pokrewieństwo dusz w pół sekundy zasklepia wszelkie ewentualne problemy rodzicielskie i psychologiczne.
Dobrze, że to takie krótkie – mimo wszystko to lepsza strona Montgomery w pigułce (tym, którzy chcą zdecydowanie gorszą, pozostaje „Kilmeny ze starego sadu”).
P.S. Korekta nie przepracowywała się, stąd literówki, kalki angielskiej budowy zdań, a nawet „pole kończyny”.