środa, 27 lipca 2016

Zygzak


Jose Carlom Somoza – Zygzak
(Muza, Warszawa 2007)

Tłumacz przetłumaczył „classified” jako „klasyfikowany”, mimo że dialog dotyczy ściśle tajnych badań.
I to chyba wszystko, co ciekawego jest w tym powieścidle.
Nie, poważnie, łudziłam się, że opowieść o tajnych eksperymentach fizycznych (rzecz dotyczy możliwości zaglądania w przeszłość) może sprawdzić się jako odprężające czytadło, lecz nie. Narracja jest irytująco monotonna, a bohaterowie jednocześnie odpychający i papierowi (zwłaszcza o jednym trudno orzec czy jest bardziej obleśny czy nieciekawy). Niby od początku wiemy, że ma się wydarzyć coś przerażającego, lecz ciężko się tego doczekać. Można spokojnie czytać po dwa zdania z każdej strony, nie tracąc wątku, tak wiele tu zbędnego materiału (zwłaszcza wtrętów seksualnych – wydaje się, jakby Somoza marzył o napisaniu porno, ale co chwila przypominał sobie, że pisze co innego), ale nawet wtedy ziewa się niemal do końca. Niestety, nikt nie powiedział autorowi, że ustawiczne i powtarzanie zwrotów typu: „nie wiedziała, że najgorsze dopiero przed nią”, daje efekt odwrotny do zamierzonego budowania napięcia. Nie podpowiedziano mu też, że w autentycznej wściekłości człowiek nie snuje żadnych konkretnych myśli, zatem opisywanie ich jako pragnienia, by ona sama się nie kończyła i zniszczyła świat, po prostu całkowicie przeczy doświadczeniu i zdrowemu rozsądkowi (pa-pa, realizmie). Monotonia i żenujące porno-ciągoty Somozy przesłaniają tu wszystko, przede wszystkim pomysł.

Jaki to pomysł? Oszczędzę wam czytania tej nudy: taki, że za pomocą magii teorii strun czysta ludzka furia (uczucie trwające zaledwie przez czas Plancka – a więc najmniejszą sensowną fizycznie wielkość czasu) staje się czymś w rodzaju „bytu”, tzn. zabija wszystkich naukowców w straszliwych męczarniach. Winniśmy przejąć się tym, że owa furia przemieniona w maszynę do zadawania agonii to przeszłość pozytywnego bohatera. A w sumie jedna scena z jego dzieciństwa. Ale nie można się przejąć, bo bohater jest bardziej nijaki niż jednorazowa chusteczka z cienkiego papieru. Niestety.

Kiepska to książka, przy której człowiek śpieszy się, by jak najszybciej dojść do końca i mieć ją z głowy. A przy tej wręcz pędziłam.


Nie polecam, oj nie.