piątek, 22 kwietnia 2011

1001 obrazów, które warto w życiu zobaczyć





BARDZO WAŻNE UZUPEŁNIENIE: Chociaż z reguły takie typu książki czytam od deski do deski, jakimś sposobem umknął mi fakt zamieszczenia w dziale sztuki nowoczesnej bardzo prymitywnej pracy obrażającej Matkę Boską i chrześcijan w ogóle. Przypuszczam, że ominęłam ją z czystej brzydoty i ogólnej nędzy kompozycyjnej, nie spodziewając się, że bazgroł, na którym nikt specjalnie oka by nie zawiesił, właśnie z powodu miernoty wizualnej, musi mieć coś, co wywoła zainteresowanie przy braku talentu i rozumu twórcy. I tak jak rzucenie okiem na pracę nie robi żadnego wrażenia, tak opis wzbudza zgorszenie i mdłości. Papież Franciszek słusznie powiedział: "Jak obrażasz moją matkę, dostaniesz w zęby" -  właśnie to by się przydało nie tyle artyście-debilowi, co redaktorom i wydawcom powielającym takie szambo.

Obecnie brzydzę się, że mam to na półce.

*** 

oryginalny wpis:

1001 obrazów, które warto w życiu zobaczyć
(Muza, Warszawa 2008)

Co można powiedzieć o tym zgrabnym, lecz nie podręcznym (ze względu na wagę) albumie? Interesująca pozycja, piękne wydanie, ciekawy dobór płócień opatrzonych zwięzłymi, acz treściwymi notkami. Wraz z książką powinno się jednak sprzedawać lupę w komplecie - aby zmieścić aż tyle obrazów, niektóre z nich pomniejszono do rozmiarów znaczka pocztowego. Boli fakt, że zabrakło takich perełek, jak choćby "Szał" Podkowińskiego, za to redaktor znalazł aż dwie strony na obrazy swego własnego autorstwa - pozostawiło to u mnie pewien niesmak. Ogólnie trzeba pamiętać, że "kolekcja" tworzona jest przez napuszonych snobów, którzy wyżej cenią rozchlapywaną farbę niż dzieło wymagające kunsztu i ciężkiej pracy.

Album ma tę wielką przewagę nad książką "1000 arcydzieł" siostry Wendy Beckett, że podaje nam jakieś fakty związane z każdym z płócien, a nie nadinterpretacje i nad wyraz subiektywne wrażenia.