czwartek, 2 lipca 2015

Kasacja



Remigiusz Mróz – Kasacja
(Czwarta Strona, 2015)

Autor powinien chwycić egzemplarz własnej powieści w zęby i pognać na złamanie karku do stacji TVN. Jest to bowiem historia pisana prawdziwie żenującym, nienaturalnym językiem (wezbrany potok kolokwializmów, slangu i najzupełniej zbędnych wulgaryzmów) i z postaciami sztuczniejszymi niż szczęka stulatki, toteż stacja najwyższego stopnia propagandy (historycy przyznają, że w manipulacjach zawstydziliby nawet Goebbelsa) i lśniącego plastiku mogłaby z powodzeniem zrobić z tego kolejną produkcję telewizyjną z wyjątkowo słabymi aktorami i pozbawionym nawet cienia autentyczności scenariuszem.

Wyobraźcie sobie, że jakiś zagraniczny pisarz osadza akcję powieści w Polsce, nadaje postaciom, statystycznym Polakom, nazwiska Matejko, Kościuszko i Piłsudzki, po czym każe im ustawicznie jeść korniszony i cytować raz po raz Mickiewicza. Podobnie żałośnie prezentuje się ów thriller adwokacki, przy którym nie potrafiłam nie wykrzywiać ust z nadmiaru niesmaku. Zastanawiam się, czy autor otarł się w jakikolwiek sposób o kancelarię prawną, bo to, w jaki sposób ją opisuje, sprawia, że Superman podszywający się pod przeciętnego dziennikarza wydał mi się postacią nadzwyczaj wiarygodną. Gdyby wydawca miał choć krztynę uczciwości, mógłby zareklamować tę historię hasłem: „Keep calm and odrealnij się!”. Co prawda niejaka Katarzyna Bonda głosi nam na okładce, że jest to jazda bez trzymanki, ale nie sądziłam, że – przy jednoczesnym porównywaniu tytułu do książek Grishama na odwrocie - w jakikolwiek sposób może to oznaczać kompletne oderwanie fabuły od rzeczywistości.  I jeszcze te dialogi - domyślam się, że miały być w założeniu zabawne, luzackie i przydawać dwóm tekturom robiących za głównych bohaterów charakteru. Tylko że, drogi autorze, wulgarność (i momentami czysta obrzydliwość) nie jest substytutem humoru, a postać mówiąca na swój temat w trzeciej osobie nie zdobywa szczytów niewymuszonej wiarygodności. Miałam serdecznie dość już po 50 stronach.

Na 149. stronie główna bohaterka nazwała Wojewódzkiego królem TVN-u. I zaczęłam się zastanawiać, czy autor czasem specjalnie nie trzyma poziomu żenady, ponieważ autentycznie liczy na to, co doradzałam mu w pierwszych słowach tej notki, a co jako pierwsze przyszło mi na myśl po zaledwie kilku stronach książki. Chyba że… Nie, nie wiem, co gorsze – specjalne zaniżanie poziomu czy autentyczny zachwyt dla tej pożałowania godnej stacji, który tłumaczyłby po części plastikowy prymitywizm „Kasacji”.

Powinnam coś napisać o fabule, ale, niestety, jest tak głupia, że próba objęcia umysłem wszystkich jej niedorzeczności potrafi ścisnąć żołądek. Sami odpowiedzcie sobie na pytanie, jak ciężko pogruchotany umysłowo musiałby być człowiek, by z własnej woli, w stanie całkowitej bezbronności, stawać twarzą w twarz z czystej wody gangsterem, którego goryl omal nie zabił naszego towarzysza, bo taką radochę sprawiało mu pranie go po głowie w ramach nakłaniania do współpracy (na którą ten już się zgodził). Według autora taka demencja cechować musi genialną panią adwokat. Tak genialną, że parokrotnie, bez wyraźnego powodu, prowokuje owego goryla, by jej przyłożył! Że nie wspomnę o narażaniu (i to bez cienia wahania!) najbliższej rodziny w imię klienta, całkowicie obcego człowieka, który przypuszczalnie jest psychopatą! Czy naprawdę jakikolwiek redaktor czytał to przed wydaniem? Może chociaż ten urywek o więźniu, który podczas widzeń mruga… alfabetem Morse’a? Mruga i wymruguje imię i nazwisko. A oprócz tego „Jestem niewinny” i inne wiadomości, łącznie z adresem.

Ja nie żartuję! To jest naprawdę aż tak okropne!

Intryga… Intryga to coś tak naciąganego i niewiarygodnego, że zaczęłam się zastanawiać, czy pan Mróz w ogóle żyje w Polsce. W kraju, gdzie sąd ani policja nie są w stanie ustalić, kto wybudował asfaltową drogę na prywatnej posesji, a świadectwo żony, która widziała, jak zabija się jej męża, uznaje się za mało istotne! A jeżeli żyje, to powinien przestrzec czytelnika, że „Kasacja” dzieje się na innej planecie, w bardzo, ale to bardzo odległej galaktyce!


Dno! Żenada! Idiotyzm! Nigdy nie odżałuję dnia, który zmarnowałam na zdzierżenie tej szmiry! Omijać szerokim łukiem!