środa, 29 lipca 2020

Sire





Jean Raspail – Sire
(Klub Książki Katolickiej, Dębogóra 2006)

Ta powieść jest strukturalnym klonem „Pierścienia rybaka” – tu też mamy potomka „świętej linii” i wędrówkę pełną cudów, którą autor wykorzystuje, by przypomnieć zapomniane przez ogół fakty historyczne. Tym razem idzie o obrzydliwości Rewolucji Francuskiej, których nie pamiętałam z lektury polecanej przeze mnie książki „Kłamstwo Bastylii” (widać francuskie brudy tego okresu są liczniejsze niż mogłoby się zdawać). Te fakty stanowią dla mnie największą wartość lektury.

Mam natomiast mieszane uczucia, co do czci, z jaką autor traktuje monarchię francuską – wydaje się wręcz, że taki np. Ludwik Święty nie czynił cudów dlatego, że był święty, ale jedynie dlatego, że był królem. Królewska krew urasta tu niemal do tej samej świętości – jeśli nie momentami większej – co Kościół katolicki (o nienaruszalnej świętości którego, pomimo najgorszej nawet grzeszności jego członków, Bóg pouczał św. Katarzynę w objawieniach spisanych w „Dialogu o Opatrzności Bożej”).

Być może jestem tu trochę niesprawiedliwa – w końcu Francja stoczyła się z pozycji Pierwszej Córy Kościoła do rozkładającego się moralnie trupa (widzieliście, że zakazano tam puszczania spotów, w których pokazywano szczęśliwych ludzi z zespołem Downa, przekonujących, że warto się odważyć podjąć trud wychowania dzieci z zaburzeniami?) i być może mamy tu po prostu do czynienia ze złamanym serca pisarza i głębokim krzykiem cierpienia.