sobota, 20 sierpnia 2022

Sześć Cztery


Hideo Yokoyama – Sześć Cztery

(Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018)

 

Mamy tu, niestety, przykład szkodzenia książce przez zabiegi wydawnicze. Duża część negatywnych komentarzy wynika bowiem z zawiedzionych oczekiwań, a mówiąc dosadniej – z oszukania czytelników przez teksty okładkowe.

 

A te sugerują mroczne śledztwo ze zwrotami akcji i skomplikowaną intrygą. I trzeba przyznać, że śledztwo jest, zwroty akcji też, a sama intryga jest bardzo ciekawa, jest też mrocznie i smutno, ALE… w żadnym razie nie otrzymujemy kryminału, którego można by się spodziewać.

 

Sęk w tym, że śledztwo biegnie jakby trochę podskórnie, natomiast lwią część ponad 700-stronicowej książki zajmują… przepychanki biurokratyczne w układach japońskiej policji. Główny bohater jest byłym śledczym, obecnie szefem Biura Prasowego Prefekturalnej Komendy Głównej, zaś esencję fabuły stanowi jego (niemalże heroiczne) miotanie się między agresywnymi mediami a zupełnie nieprzychylną im „górą”, a także lawirowanie między wydziałami administracji i dochodzeń kryminalnych, które toczą ze sobą coraz mniej subtelną wojnę. W czasie tych wyczerpujących i pełnych napięcia bojów bohater dojrzewa, próbując znaleźć swoje miejsce w świecie (Czy jest jeszcze śledczym czy już kimś innym? Czy ma jakąś więź z podwładnymi? Po której stronie barykady powinien się opowiedzieć? Czy lojalność należy się szefowi nawet jeśli jest zachłannym sadystą? Czy potrafi żyć bez rodziny czy bez pracy?).

 

Niektórzy narzekają, że kwestie lojalności, podporządkowania się przełożonym i walki o zachowanie pewnych struktur są niezrozumiałe dla europejskiego czytelnika, ale nie zgadzam się z tym – wystarczy odrobina empatii i zgody na odmienność, wcale nie tak dużą, jak można by się obawiać. Całość jest jasna i czytelna, napisana prostym, gładkim językiem.

 

Szkoda, że książka tłumaczona jest z angielskiego (niestety – to widać), tłumacz tracił czasem wyczucie (np. „dziewczyna” na kilkuletnie dziecko), a redakcji zdarzają się wpadki („zagryzał zęby”). Bardzo irytowało mnie też nawracające „miał marsa na czole”. Książka ma zbyt gładki styl, by wrzucać takie językowe kamyczki (kto dziś tak mówi?).

 

Przyznam, że „Sześć Cztery” mnie zachwyciło – dawno nic nie dało mi takiej przyjemności z czytania i boję się, że długo nic nie da. RE-WE-LA-CJA!!!

 

Moja ocena: 9/10