L. M. Montgomery – Dorosłe życie Emilki
(Nasza Księgarnia, Warszawa 1994)
Ostatni – na szczęście najcieńszy – tom o Emilce… No dobrze,
co mu tu mamy? Spalenie pierwszej w życiu powieści, bo nie podobała się
staremu, niespełnionemu poecie - Deanowi, upadek ze schodów i prawie śmierć.
Potem dylematy: „czy stojąc z Deanem przed ołtarzem, także będzie myślała o
Tedzie?”. Zaraz potem szansa, by ZNOWU zabłysnąć jako medium – tym razem nieświadome
odnajdywanie ludzi nie wystarcza bohaterce, więc w doświadczeniu pozacielesnym
ratuje ukochanego od śmierci (jej „duch” odciąga go od kasy biletowej, przez co
chłopak nie zdąża na statek, który później tonie). Dzięki temu dociera też do
niej, że… nie będzie szczęśliwa, wychodząc za człowieka, który mógłby być jej
ojcem (serio? Do tego potrzeba paranormalnych mocy?), a który – niespodzianka!
– kłamał na temat powieści, bo był zazdrosny o pasję dziewczyny. Dalej nudne
„Ted mnie nie kocha, więc wyrzucę go z serca!” i korowody adoratorów, do
których zaliczono nawet japońskiego księcia (później wspomina się również o
milionerze). Ted ma się żenić z najlepszą przyjaciółką Emilki, która go nie
kocha, ale robimy dobrą minę, bo mamy rodową dumę. Po drodze zdarza się wielki
sukces literacki, a Emilka znajduje list od umierającego męża do straszliwie
zaborczej matki Teda, która w podzięce wyznaje, że spaliła dawny list Teda do
Emilki, w którym ten wyznawał dziewczynie miłość (co również uzmysławia nam,
jak wielkim kretynem jest Ted, którego matka w pierwszym tomie zabiła nawet
zwierzątko syna z zazdrości, ale co tam – zostawmy przed wysłaniem list na
stole, gdzie swobodnie będzie mogła się do niego dobrać!). Emilka postanawia
milczeć jak grób, ale przecież to powieść Montgomery – tu rządzi banał i ckliwość,
dlatego panna młoda ucieka w dniu ślubu do swej prawdziwej miłości (winna jest
pogłoska o ciężkim wypadku) i śliczny Ted znów jest dostępny. Oczywiście, jakby
mało było, że mąż jest piękny, sławny, bogaty i że Emilka kochała go od dzieciństwa,
porzucony stary Dean podarowuje jej jeszcze dom, o którym również marzyła jako
dziecko. Aż dziw, że bohaterka nie zaczyna nagle śpiewać z jelonkami i wiewiórkami!
Nigdy więcej!