środa, 19 kwietnia 2017

Zamknięta trumna


Sophie Hannah – Zamknięta trumna
(Wydawnictwo Dolnośląskie, 2016)

Czy potomkowie Agathy Christie nienawidzą swojej sławnej krewnej, czy też są tak pazerni na pieniądze, że mają totalnie w nosie wszelki szacunek dla jej dorobku, pewne jest jedynie, że wolą wykorzystywać postać stworzonego przez nią małego Belga niczym dojną krowę, nieważne jak żałośnie miałoby to wypaść. Nie ma innego wytłumaczenia dla faktu, że po tragedii jaką były „Inicjały zbrodni”, Sophie Hannah raz jeszcze dostała zgodę na eksploatowanie Poirota i nazwiska jego Bogu ducha winnej twórczyni.

Problem z „Inicjałami…” nie leży w tym, że są kiepską imitacją Christie, ale w tym, że są zbyt złe, by być nawet kiepską imitacją kryminału. Przyznać jednak należy, że jakieś krytyczne uwagi musiały dotrzeć do Hannah, bo po skandalicznie wydumanej intrydze poprzedniej powieści, teraz posunęła się jedynie do absurdalnie wydumanej.

Wszystko jest nie tak w tej książce – od zagadki począwszy, na dialogach skończywszy. Odnosiłam wrażenie, jakby ktoś pozbawiony poczucia humoru usiłował napisać parodię dawnego kryminału, po czym uznał, że jednak potraktuje wszystko jeszcze bardziej serio. Hannah, która twierdzi, że jest fanatyczną fanką Christie, sprowadza jej błyskotliwego i ekscentrycznego detektywa do jakiegoś przypadkowego facecika rzucającego francuskie słówka. Na ironię zakrawa fakt, że ważną postacią "Zamkniętej trumny" jest człowiek, który wkrada się w łaski słynnej pisarki, nie poświęciwszy nawet godziny na przeczytanie którejkolwiek z jej książek, i kłamiący, jak to podziwia jej twórczość. I dzieje się to w powieści, w której Hannah każe małemu Belgowi wypowiedzieć zdanie: „Nawet Poirot może się czasem pomylić” (przepraszam, jeśli paru fanów właśnie spadło z krzesła lub zemdlało).

Mogłabym dodać, że Hannah jest tak beznadziejna w konstruowaniu zagadek, że nie potrafi nawet podać czytelnikowi wszystkich szczegółów (eksperyment ze świadkiem, o którym dowiadujemy się po czasie), by sam poskładał układankę, rozwiązanie to czysta groteska, albo że tłumaczenie jest nienajwyższych lotów, ale powiedzmy sobie szczerze - po pierwszych stronach tej książki, mało komu będzie chciało się wysilać szare komórki, skoro widać jak na dłoni, że nie zrobiła tego sama autorka.

Nie polecam!