środa, 30 września 2015

Martwe dusze


Mikołaj Gogol – Martwe dusze
(Hachete 2015)

„Martwe dusze” najprościej opisać jako satyrę prowincjonalnej Rosji czasów Mikołaja I. Utwór ten zniszczył życie Gogola – okrzyknięto go zdrajcą, atakowano i szkalowano. Autor próbował ratować się pisaniem kontynuacji, jednak nie potrafił przecierpieć, że tworząc pod publiczkę, musiałby się wyprzeć tego, co napisał, albo zwyczajnie kłamać. Dlatego palił gotowe już rozdziały.


Sięgnęłam po „Martwe dusze”, mając w pamięci świetną adaptację sceniczną z Kowalewskim w roli głównej. I, niestety, doznałam rozczarowania. Powieść ma swoje błyski, a niejeden rusofil zapewne omdlewa z zachwytów nad barwnie odmalowaną panoramą carskiej prowincji, ale cóż – nie jestem rusofilem i zdania stwierdzające, że lud rosyjski nie lubi umierać śmiercią naturalną, mogą u mnie wywołać co najwyżej nikły uśmieszek, i to w myślach. Jeżeli więc same słowa: „literatura rosyjska” nie przyprawiają Was o spazmy rozkoszy, jest wielce prawdopodobne, że dzieło Gogola skwitujecie dość pogardliwym mruknięciem: „wodolejstwo!”.

sobota, 19 września 2015

Kącik okładkowy - 6

Zupełnym przypadkiem natrafiłam na takie dwa kwiatuszki.


Przyznam, że przeraża mnie ta okładka. Jakiekolwiek były intencje grafika, to, co narzuca się umysłowi, to ptaszek z przepotworną zgagą. Dodatkowo ogólna kolorystyka, z wyraźną przewagą bieli, każe mi myśleć o jakichś środkach na nadkwasotę. Jak dla mnie - okładka nie do strawienia.


W drugim przypadku wydawcy należy się jakiś order za szczyty bezmyślności. Nawet jeżeli przyjąć, że traktuje on Biblię wyłącznie jako zestaw mitów czy też dawnych opowieści podobnym legendom, to mimo wszystko na okładce umieszcza zadowolonego szatana! Brak słów...

wtorek, 15 września 2015

Dżihad i samozagłada Zachodu


Paweł Lisicki – Dżihad i samozagłada Zachodu
(Fabryka Słów, Lublin 2015)

„(…) cały świat dzieli się na dwie części: jedna to Dar al-Islam, czyli miejsce islamu, pokoju i prawa muzułmańskiego, a druga to reszta świata: Dar al-Harb, miejsce wojny; to mieszkańcy tej drugiej części sami winni są cierpień i klęsk, sami sprowadzają na siebie dżihad, bo… odmawiają przyjęcia islamu, który tylko się broni”.

Było już tu parę książek o islamie i żadnej nie dało się czytać ze spokojem. Po tych kilku lekturach nic już specjalnie nie dziwi w grubym eseju Lisickiego, a jednak czyta się go z wielkim bólem, zwłaszcza jeśli idzie o to, jak najwyżsi hierarchowie Kościoła praktycznie kładą głowę pod topór, zapierając się - w ten czy inny sposób - tego, co dotąd było chwałą i dumą Ludu Bożego.

Książka nie jest bez wad i miałabym do niej parę uwag, nie ze wszystkim do końca się zgadzam, ale moje obiekcje nie znaczą wiele wobec obecnej sytuacji na świecie. Jeżeli jeszcze nie przeczytaliście żadnej z polecanych tu książek o islamie, to zapytajcie siebie, kiedy macie zamiar to zrobić. Zapytajcie o to siebie dzisiaj, kiedy imam w Berlinie głosi, że kobiety nie noszące burek same się proszą o gwałt, a Niemcy domagają się, byśmy więzili (!) u nas wydzielonych nam przez nich imigrantów.

Czytajcie.

6/10

Tutaj krótka rozmowa o książce „Uległość”, o której wspomina Lisicki: https://www.youtube.com/watch?v=W1lHa7ujr9g  
W żadnym razie nie zamierzam jej czytać, ale warto posłuchać.

A tutaj relacja z napadu imigrantów na autokar, za którą FB zablokował użytkownikowi konto: http://niezalezna.pl/70607-granica-z-austria-wstrzasajaca-relacja-polaka-z-autokaru-napadnietego-przez-imigrantow


poniedziałek, 14 września 2015

Zatracenie


Osamu Dazai – Zatracenie
(Czytelnik, Warszawa 2015)

W oryginale powieść nazywa się „Utrata człowieczeństwa” i stanowi przygnębiającą rozprawę autora z życiem, jakiej dokonał przed popełnieniem samobójstwa. Bohater, Yozo, nie potrafi otworzyć się przed ludźmi i od dzieciństwa przywdziewa maskę błazna. Daje się nieść prądowi i nie stawia mu oporu, niezdolny do zbudowania jakiejkolwiek trwałej relacji. Nie potrafi ani kochać, ani odmawiać – nawet propozycji wspólnego samobójstwa.


O ile dobrze wspominam przeczytany przed laty „Zmierzch”, to „Zatracenie” w ogóle mi się nie podobało. Potrafię odczuć współczucie względem autora, świadoma, w jak strasznym stanie ducha musiał się znajdować, gdy targnął się na swoje życie, kończąc wyznania bohatera tym, że zgwałciła go stara służąca, a on sam dostał biegunki po zażyciu niewłaściwych leków, ale nie jestem w stanie znaleźć dla siebie czegokolwiek wartościowego w tej powieści. Im bliżej końca, tym bardziej się znieczulałam na pozbawione szczęścia, bezwolne dzieje Yozo.