Mikołaj Gogol –
Martwe dusze
(Hachete 2015)
„Martwe dusze”
najprościej opisać jako satyrę prowincjonalnej Rosji czasów Mikołaja I. Utwór
ten zniszczył życie Gogola – okrzyknięto go zdrajcą, atakowano i szkalowano.
Autor próbował ratować się pisaniem kontynuacji, jednak nie potrafił
przecierpieć, że tworząc pod publiczkę, musiałby się wyprzeć tego, co napisał, albo zwyczajnie
kłamać. Dlatego palił gotowe już rozdziały.
Sięgnęłam po
„Martwe dusze”, mając w pamięci świetną adaptację sceniczną z Kowalewskim w roli
głównej. I, niestety, doznałam rozczarowania. Powieść ma swoje błyski, a niejeden
rusofil zapewne omdlewa z zachwytów nad barwnie odmalowaną panoramą carskiej
prowincji, ale cóż – nie jestem rusofilem i zdania stwierdzające, że lud
rosyjski nie lubi umierać śmiercią naturalną, mogą u mnie wywołać co najwyżej
nikły uśmieszek, i to w myślach. Jeżeli więc same słowa: „literatura rosyjska”
nie przyprawiają Was o spazmy rozkoszy, jest wielce prawdopodobne, że dzieło
Gogola skwitujecie dość pogardliwym mruknięciem: „wodolejstwo!”.