Bohdan Petecki – Tylko cisza
(Iskry, 1974)
„W kosmos wyruszają setki statków badawczych, a w tym czasie cała ludzkość zostaje zahibernowana w miastach, na 80 lat, aby planeta w tym czasie oczyściła się, na nowo zazieleniła, atmosfera odnowiła. Do pilnowania uśpionej ludzkości przygotowano automaty i dyżurnych astronautów, ludzi przygotowanych do długoletniego życia w samotności. Ale czy szkolenie ich do tego faktycznie przygotowało?”
Moje trzecie spotkanie z Peteckim okazało się kroplą
przepełniającą czarę. Co prawda książkę czytało się odrobinkę lepiej niż dwie
poprzednie, to jednak jest to tylko mętna, nieciekawa, nie do końca przemyślana
historia z wieloma lukami. Innymi słowy – nie kupuję tej bajki. Oto na przykład
bez odpowiedzi zostaje pytanie o to, czemu ludziom mającym pełnić
dwudziestoletnie wachty w kompletnej samotności nie zapewniono odtwarzaczy
muzyki, filmów, nawet biblioteki? Czemu nie mogą dokonać zakupów w
zautomatyzowanych sklepach? Czemu to muszą być pojedynczy, oddzieleni od siebie,
niemający możliwości żadnego kontaktu strażnicy? Z psychologicznego punktu
widzenia jest to kosmiczna pomyłka i założenie z gruntu kretyńskie. Autor
machnął jednak ręką na wszelkie racjonalne tłumaczenia, toteż nie dowiemy się,
jakaż to przedziwna wizja mentalności ludzkiej stała za podobnym nonsensem. No
i w ogóle ten pomysł z astronautą, który – o niczym nieuświadomiony – wraca na
Ziemię na jeden dzień przed globalną hibernacją. O, dobrze, że jesteś,
obejmiesz drugą wachtę, nic więcej ci nie powiemy, nie ma o czym, do widzenia. To ma być wiarogodny scenariusz?!
Dziękuję, wolę historie z przynajmniej średnią dozą logiki.