Jacek Święcicki
– Jan XXIII. Wypróbowany święty
(WAM, Kraków
2014)
Cieszyłam się na
tę lekturę, ponieważ niemal nic nie wiedziałam o życiu Jana XXIII. Niestety,
mam wrażenie, że z dwóch biografii dostępnych w sklepie internetowym wybrałam
chyba tę gorszą pozycję.
Co tu dużo kryć
– książka jest słaba. Zaczyna się od dziwnej wizji heroicznej, atletycznej świętości,
którą ponoć mają masy ludzkie (ja nie), a która ma zostać skonfrontowana z
nieheroicznym życiem pokornego i cichego Angela Roncallego, znanego bardziej
jako papież Jan XXIII. Przelatujemy przez jego biografię, uzupełnianą wtrętami z
jego „Dziennika duszy” i listów, a potem dostajemy króciutką część o jego
zasadach wiodących ku świętości.
Co najbardziej
rzuca się w oczy to brak jakichkolwiek anegdot, z których najbardziej zasłynął
papież, jak choćby mojej ulubionej, o tym, gdy do kobiety w bazylice, której na
jego widok wyrwało się: „Ale gruby!”, powiedział: „To było konklawe, a nie
wybory miss!”. Powiecie, że to jest książka o drodze do świętości, a ja powiem:
„to czemu nie ukazujecie charakteru świętego? Czemu nie pokazujecie człowieka -
całego człowieka, nie jego cień - który świętość osiągnął?”. Bez tych drobnych
historyjek i dygresji obraz papieża robi się wyblakły, mdły i daleki – przecież
on istotnie zadziwiał tym ludzi, że nie jest podobny do swego wzniosłego,
pełnego sztywnej godności poprzednika i robi rzeczy niebywałe: żartuje ze
swoimi gwardzistami, rozmawia ze staruszką ze swej wioski o sprawach
najbardziej przyziemnych, ignorując jakieś urzędowe szychy, które muszą
potulnie czekać w kolejce, itd. To trochę tak, jakby całkowicie pominąć, że św.
Franciszek biegał po polach, krzycząc, że Miłość jest niekochana, albo
przemilczeć papieskie kremówki bądź miłość do gór Karola Wojtyły.
Autor pisze, że
papież był zdolny przekazywać ludziom pokój Boży „mimo ewidentnych
niedoskonałości, które nie opuściły go do końca życia”. Zachodzę w głowę, co
miał na myśli, bo aż do tego zdania z lektury wynikało, że właśnie brak tego,
co ludzie sobie cenią, a więc sprytu politycznego, pewnej chytrości,
przebiegłości, ambicji, zmysłu strategicznego, itd. wbrew ludzkiej logice
działał cuda i zjednywał sobie Angelowi serca ludzi o przekonaniach i wierze
nawet skrajnie dalekich od jego kredo. Jeśli autorowi chodziło o
niedoskonałości duchowe z chrześcijańskiego punktu widzenia, to powinien wymienić o
jakie, bo łakomstwo trudno naprawdę uznać za wielką wadę, nawet w surowym
rozwoju duchowym (nie pamiętam, kto powiedział, że na ten grzech Bóg patrzy z
dużą pobłażliwością).
Dalej autor, w
wątku soborowym, pisze sobie beztrosko: „Dalsza historia Jana XXIII jest dobrze
znana”. Otóż nie. Nie wiem, dlaczego autor uznał, że ludzie mają pokrętne wizje
świętości, ale wszystko wiedzą o ostatnim soborze, ale tak nie jest. Nie
wiedzą. Ani jak ważny to był sobór, ani dlaczego budził tyle kontrowersji i
sprzeciwów, ani jak dokładnie przebiegał i co realnie nam dał. Tak, to jest
materiał na zupełnie inną książkę, ALE jak się pisze o twórcy tego soboru,
trudnościach, jakie z nim przeżywał i przesłaniu, jakie kierował do świata, to
nie można traktować tego tak skrótowo, nawet jeśli z jakiegoś kompletnie
niepojętego dla mnie powodu twierdzi się, że wiedza ta jest powszechna.
5/10