czwartek, 29 września 2011

Nieznane arcydzieło



Honore de Balzac – Nieznane arcydzieło
(WAB, 2009)

„Miałbym studiować niedoskonały język ludzi, ja, który posiadłem klucz słowa niebiańskiego?”

Na książkę składają się dwa opowiadania Balzaca: „Nieznane arcydzieło” i „Gambara” – oba poruszają wątek przepaści między wizją artystyczną a rzeczywistością. W pierwszym genialny malarz usiłuje zakląć w portrecie, z którym mierzy się od dekady, samo życie. W drugim kompozytor opanowany jest ideą stworzenia arcydzieła o niepojętym wręcz rozmachu.  Obaj potrafią pięknie wyłożyć swe sny, prawić o  czysto technicznej strukturze dzieł, które – dzięki swej formalnej doskonałości - wyrażą wszelkie głębiny ducha, ale rezultatem ich wysiłków jest jedynie bezkształt i chaos. Niezrozumiani geniusze czy godni politowania szaleńcy? – któż zdoła osądzić (zauważmy, że żyjemy w czasach, w których byle chlaśnięcie farbą o płótno może zostać okrzyknięte dziełem arcygenialnym). To opowiadania o bólach tworzenia i o ograniczeniach, jakie stawia przed twórcą świat – o zatraceniu się w wizji, która jest zbyt piękna, zbyt wspaniała, by móc ją porzucić.

Szczególnie ciekawy jest pewien wątek pierwszego opowiadania, który przedstawia oglądanie nagiej modelki przez malarza jako swoisty akt seksualny – pozowanie komu innemu niż własnemu kochankowi jest tu zdradą, nierządem. Zdradą malarza jest zaś patrzenie na portrety innych kobiet.

Intrygujące, choć przyznam, że o wiele przyjemniej czytało mi się „Stracone złudzenia”.