wtorek, 14 czerwca 2016

Uzdrawiająca moc spowiedzi


Scott Hahn - Uzdrawiająca moc spowiedzi

Przeczytałam dotąd trzy książki Hahna: “W domu najlepiej”, “Przyczyny wiary” i “Znaki czasu”. Ta pierwsza jest fascynującą autobiografią człowieka, który odkrywa jak bardzo rzekomi chrześcijanie w Stanach nienawidzą katolików i gardzą nimi (gdy nawrócił się na katolicyzm, jego żona zaczęła modlić się o śmierć), odmawiając nawet rzetelnego wysłuchania ich argumentów. Człowieka, który im bardziej chciał obalić dogmaty katolickie, tym bardziej się przekonywał, że twierdzenia Lutra są nie do obronienia w świetle Biblii (nawet w wersji przez niego okaleczonej!). W niezmiernie ciekawych “Przyczynach wiary” autor wyjaśnia dlaczego wiara Kościoła wygląda tak a nie inaczej. “Znaki czasu” są najsłabsze z całej trójki, ale sądzę, że i tak będą pożyteczne dla osób, chcących zrozumieć sens używania wody święconej albo czczenia relikwii.

Po poprzednich lekturach “Uzdrawiająca moc spowiedzi” srodze mnie rozczarowała. Książka jest sucha i traktująca rzecz z prostotą ciosu wymierzonego w szczękę. Wszystko tu jest banalne - zgrzeszyłeś, idź się wyspowiadaj i nie kręć. Nie ma tu złożonych problemów, takich jak niepewność co do właściwego określenia i nazwania grzechu (a kłopoty z tym mieli nawet święci, np. Faustyna Kowalska), osłabienie woli w przypadku uzależnień, czy też kwestii świadomości popełnionych czynów (nie musi być całkowita, by popełnić grzech śmiertelny, wbrew temu, co pisze Hahn, ale z drugiej strony, świadomość pewnych własnych czynów przychodzi dopiero z wiekiem, autorefleksją i dzięki pracy nad sobą i obserwacji siebie, więc w chwili spowiedzi można kompletnie nie wiedzieć, na czym polega to, co ci doskwiera - idzie tu zwłaszcza o chorobę sumienia zwaną skrupułami i niepokoje związane z seksualnością, a także zwyczajnym rozeznaniem realnych przyczyn własnych zachowań). Właściwie nie ma tu ani słowa o problemach z kształtowaniem sumienia i jego chorobami, a jedynie radę, by spowiedź była częsta i programowa.

Co gorsza, spowiedź nie jest tu opisana jako coś więcej niż tylko droga do uzyskania przebaczenia. Zupełnie inaczej niż w “Dzienniczku” św. Faustyny, gdzie Pan Jezus tłumaczy, że jest to zanurzenie się w Miłosierdziu i że człowiek w tym sakramencie otrzymuje łaski bez względu na to, czy faktycznie ma coś ciężkiego do wyznania. Hahn nie zajmuje się też spowiedzią rytualną (pierwsze soboty miesiąca). Nie wspomina też ni słowem, że Bóg już przebacza człowiekowi, gdy ten szczerze żałuje za grzech, i nie czeka z Miłosierdziem na faktyczną spowiedź, mimo że ta jest absolutnie konieczna i nie może zostać pominięta.

Poza tym dziwię się, że Hahn, dobry znawca Biblii, rozmija się kompletnie z Genesis, gdy idzie o grzech pierworodny i tworzy wręcz własną wersję wydarzeń, wyławiając z tekstu rzeczy, których w nim absolutnie nie ma. Wydaje się, że w tym miejscu własna teza znaczy dla niego więcej niż fakty. Bardzo to przykre. Tym bardziej, że rzekomo katolickie wydawnictwo ma w nosie korygowanie podobnych wypaczeń (wystarczyłby chociażby komentarz redaktorski).


No niestety, tym razem autor nie otrzyma pochwały.