środa, 15 czerwca 2016

Tajemnica drabiny Jakuba


Brian Keaney – Tajemnica drabiny Jakuba
(Nasza Księgarnia, Warszawa 2007)

Jakub budzi się w zaświatach. Co prawda do niego dociera to dopiero w połowie niegrubej książki, ale nie mam pojęcia, kto się tego nie domyśli już od opisu na okładce (zwłaszcza, że zaraz na początku przychodzi po niego facet imieniem Wergiliusz!). Zaświaty są nudne, bo polegają na zbieraniu kamieni, jedzeniu białej papki i spaniu. Ewentualnie przypominaniu sobie fragmentów życia. Nic dziwnego, że Jakub postanawia uciec, a może i powrócić do świata żywych, jeśli się uda, ale jego podróż jest jeszcze nudniejsza.

Ponieważ naprawdę uważam, że nie warto tracić czasu na tę smętną historyjkę, podaję rozwiązanie historii dla ciekawych: po przemierzeniu pustyni, spotkaniu wesołych nomadów, spotkaniu kobiety, która pierze w rzece ubrania zmarłych dzieci, ucieczce przed głodnymi psami i wyczołganiu się przez tunel z pułapki, do której wrzucił bohatera półnagi staruch o imieniu Moloch (zieeeeew), Jakub wspina się po drabinie i dociera do Pałacu Pamięci. Tam się dowiaduje, że istnieje mnóstwo rozmaitych zaświatów, i że życiem rządzą przypadek i nadzieja. Ponieważ dotarł tak daleko, czas zostaje cofnięty i Jakub wraca do chwil przed własną śmiercią, mogąc w jakiś sposób (wymazano mu pamięć o zaświatach) podjąć odmienną decyzję, niż ta, która doprowadziła go do zgonu.

Przesłanie – cieszmy się, że żyjemy, i nie poddawajmy się. Hurra, hurra!


Beznadzieja.