Rhiannon Lassiter – Wykreślone imię
(W.A.B., Warszawa 2009)
Książką ta została w bibliotece oznaczona jako poziom III, co
oznacza, że jest przeznaczona dla czytelników w wieku 11-14 lat. Mam spore
wątpliwości, czy jedenastolatki powinny dla relaksu czytać sobie książki, gdzie
ot tak pojawiają się słowa „magia wudu”, „czarna msza”, „czarna magia”, „podtekst
seksualny”, „lesbijki”, „pakt z diabłem”, zaś bohaterki (młode dziewczynki),
krzyczą na siebie: „Ty suko!”.
Ale nawet gdyby sięgnął po to ktoś starszy, czy warto? Trzy
dziewczynki wymyślają grę o cechach okultyzmu, odprawiają rytuał i przebudzają
„jakąś mroczną siłę” (dalej nazwaną wprost „demonem”), która powołuje do życia
duchy „ze snów, lęków i bajek”. W ten sposób pojawia się chłopak - Lis,
gadające drzewo, dzieci skrzyżowane z gawronami, paskudne owady, lalka
oplatająca wszystko włosami i para mimów, których widać w lustrze i szybach.
Wyraźna jest tu inspiracja „Alicją w krainie czarów”. Tyle, że tam kot z
Cheshire nie współżyłby z Alicją (z gwałtem czy nie), by spłodzić z nią
dziecko.
Nie, nie warto.
Poza tym uważam, że książki, zwłaszcza te dla dzieci, nie
powinny w ogóle tykać brudu, jakim jest okultyzm – z jednej strony niby jest
jakaś przestroga, że zabawa w czarną magię nie przyniesie nic dobrego, a z
drugiej jest wesoło, bo można pokonać demony mocą wyobraźni. Aha… Pewnie
dlatego naziści tak dogłębnie wchodzili w okultyzm i czarne rytuały. Myśleli,
że mają wyobraźnię. Tak samo myśli o sobie autorka.