Stanisław Jerzy Lec – Myśli nieuczesane wszystkie
(Noir Sur Blanc, 2015)
Długo ostrzyłam sobie ząbki na ten tomik, mając w pamięci parę
zgrabnych sentencji Leca, z jakimi dane mi było się zetknąć. Tym większe było
moje rozczarowanie (zwłaszcza, że wydałam pieniądze!), gdy okazało się, że z
blisko 700 stronicowej książki mogę wyłowić jedynie kilka naprawdę udanych
myśli, dryfujących w mętnej brei nudy. Mistrz lapidarności? Geniusz paradoksu?
Nie zgadzam się. Lec oczywiście rozbraja utarte frazesy i banały, starając się
obnażyć ich pustkę, lecz w nazbyt wielu miejscach widać, że jest to dla niego
raczej praca w kamieniołomach niż naturalna dowcipność – kluczy wciąż wokół
tych samych, nudnych tematów (ludożercy, płonące stosy, nieistnienie) i
mozolnie usiłuje wykuć z nich coś nowego, tworząc tak naprawdę jedynie
nieśmieszne wariacje tych samych rzeczy. Jajecznica z koperkiem czy solą
pozostaje nadal jajecznicą, toteż naprawdę nie trzeba wielu stron, by się Lecem
przejeść.