Peter Lovesey – Detektyw Diamond i zagadka zamkniętego
pokoju
(Amber, Warszawa 2009)
Chociaż zdarzało mi się traktować
tu książki nazbyt łagodnie, to arcynudny i rozwleczony kryminał „Detektyw
Diamond i śmierć w jeziorze” zagarnął słuszne 3-/10. Po fatalnym pierwszym
spotkaniu nie spodziewałam się niczego dobrego i – niestety – kontynuacja
przygód policjanta z Bath dzielnie trzyma poziom mułu. A przynajmniej śledzenie
wydarzeń jest równie ekscytujące, co gapienie się w błotnistą kałużę - tak
nijakie postaci snują się po kartach tego powieścidła.
Zastanawia mnie reklama serii
„Kryminały z klasą”, w której wyszły powieści Lovesey’a. Na drugiej stronie czytamy, że to „elegancka proza i przyjemność czytania. (…) To
wyjątkowa seria książek, które łączą perfekcyjny kryminał ze znakomitą, a
często wybitną literaturą”. Otwieramy powieść i znajdujemy taki oto dialog:
„- Ten gość to pedał.
- Dlaczego tak myślisz? – zapytał
Diamond. – Pokazywał ci f****?”
Dobrze zapamiętać, co wydawca
uznaje za klasę i literaturę wybitną.
Tym, którzy chcą sobie oszczędzić
lektury, zdradzę tytułową zagadkę – jak wejść do barki zamykanej na kłódkę, do
której jest tylko jeden klucz? Odpowiedź – podmienić kłódkę, gdy właściciel
jest w środku (wychodząc, zamknie ją bez użycia klucza), i założyć właściwą
kłódkę na dawne miejsce przed jego powrotem. Ale czy tylko ja uważam, że
spędzanie godzin na domu-łodzi z zostawieniem otwartej kłódki (która służy za
jedyny zamek!) na zewnątrz, gdzie każdy może przy niej majstrować, jest
wyjątkową jeśli nie totalną głupotą? Naprawdę, dla czegoś takiego nie warto
męczyć się przez 300 stron ze smętnym Diamondem.