sobota, 1 sierpnia 2015

Detektyw Diamond i zagadka zamkniętego pokoju


Peter Lovesey – Detektyw Diamond i zagadka zamkniętego pokoju
(Amber, Warszawa 2009)

Chociaż zdarzało mi się traktować tu książki nazbyt łagodnie, to arcynudny i rozwleczony kryminał „Detektyw Diamond i śmierć w jeziorze” zagarnął słuszne 3-/10. Po fatalnym pierwszym spotkaniu nie spodziewałam się niczego dobrego i – niestety – kontynuacja przygód policjanta z Bath dzielnie trzyma poziom mułu. A przynajmniej śledzenie wydarzeń jest równie ekscytujące, co gapienie się w błotnistą kałużę - tak nijakie postaci snują się po kartach tego powieścidła.

Zastanawia mnie reklama serii „Kryminały z klasą”, w której wyszły powieści Lovesey’a. Na drugiej stronie czytamy, że to „elegancka proza i przyjemność czytania. (…) To wyjątkowa seria książek, które łączą perfekcyjny kryminał ze znakomitą, a często wybitną literaturą”. Otwieramy powieść i znajdujemy taki oto dialog:

„- Ten gość to pedał.
- Dlaczego tak myślisz? – zapytał Diamond. – Pokazywał ci f****?”

Dobrze zapamiętać, co wydawca uznaje za klasę i literaturę wybitną.


Tym, którzy chcą sobie oszczędzić lektury, zdradzę tytułową zagadkę – jak wejść do barki zamykanej na kłódkę, do której jest tylko jeden klucz? Odpowiedź – podmienić kłódkę, gdy właściciel jest w środku (wychodząc, zamknie ją bez użycia klucza), i założyć właściwą kłódkę na dawne miejsce przed jego powrotem. Ale czy tylko ja uważam, że spędzanie godzin na domu-łodzi z zostawieniem otwartej kłódki (która służy za jedyny zamek!) na zewnątrz, gdzie każdy może przy niej majstrować, jest wyjątkową jeśli nie totalną głupotą? Naprawdę, dla czegoś takiego nie warto męczyć się przez 300 stron ze smętnym Diamondem.