środa, 14 sierpnia 2013

Zamknięty krąg


E.S. Gardner - Zamknięty krąg
(Iskry, 1979)

Ktoś podrzuca do wozu pralni marynarkę z dziurami po kulach i śladami krwi. Niedługo potem odnaleziony zostaje trup. Dwie kule - ale która zabiła? Kogo oskarżyć o morderstwo, a kogo o strzelanie do zwłok? Czy denat był nagi w momencie zgonu, a ktoś go ubrał przed drugim strzałem, i na powrót ściągnął ubranie? Jeśli tak, to po co?

Tym razem upolowałam powieść nie o adwokacie Perrym Masonie (ach, dlaczegóż tak mało ich przełożono na polski?!),  lecz o prokuratorze Dougu Shelbym. Autor, który sam był  prawnikiem, i starał się uwrażliwiać opinię publiczną na wagę rozwoju medycyny sądowej, nieetyczne manipulacje policji (choć trudno orzec, co do końca myślał o "trzecim stopniu", który Chesteron nazywał wprost torturą) i problem, jaki stwarza możliwość błędnego odczytania poszlak, tym razem stawia nas po drugiej stronie barykady, gdzie uczciwy prokurator staje naprzeciw bardzo sprytnego i bardzo pewnego siebie adwokata, obrońcy bandziorów i oprychów.

Wielka szkoda, że Gardner szybko zrezygnował z pomysłu, by Mason nie do końca bronił jedynej możliwej wersji wypadków, stawiając go później w roli dążącego do prawdy przeciwnika dla niezbyt liczącego się z faktami prokuratora. Tutaj mamy banalne odwrócenie ról - to prokurator jest uczciwy a adwokat podły. Z drugiej strony, mamy tu do czynienia z krótką powieścią detektywistyczną, a w tych z reguły nie ma miejsca na złożoną psychologię postaci i delikatne aspekty moralne. Jest tajemnica do rozgryzienia, jest bohater, jest przeciwnik. Ot, i wszystko. I choć nie jest to kolejny tomik o przygodach Masona, jest niemal identycznie zbudowany - prawie same dialogi, szybko następujące po sobie wydarzenia, niemal kompletny brak opisów, trochę przepychanek sądowych. Słowem - bardzo dobre czytadło na wieczór.