poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Równi bogom


Isaac Asimov - Równi bogom
(Albatros, 2012)

Jak na najlepszą powieść SF lat 70-tych, za którą nagrodzono autora najważniejszymi nagrodami dla pisarzy fantastów, książka mnie rozczarowała. Bardzo. Owszem, pomysł jest ciekawy, język autora łatwy i prosty, całość czyta się gładko, ale... No właśnie -  czym się tu zachwycać?

Opowieść o Pompie Elektronowej, która obdarzyła Ziemię cudem darmowej energii, stwarzając jednocześnie śmiertelne zagrożenie dla Ziemian, podzielona jest na trzy części: pierwsza dzieje się na Ziemi i opowiada pokrótce o "odkryciu" Pompy oraz o obawach pewnego naukowca z nią związanych; druga na planecie w innym Wszechświecie, który zapewnia działanie Pompy (świat "amebowatych" istot pewnie szalenie podobał się jurorom Hugo i Nebuli, mnie - prawdę rzekłszy - nudził); trzeci na Księżycu, gdzie społeczeństwo ludzi urodzonych i wychowanych na satelicie Ziemi próbuje uniezależnić się od macierzystej planety przez wytworzenie własnej Pompy (stanowczo najbardziej nużąca część książki).

Przyznam, że po przeczytaniu takiego cacuszka jak "Głos Pana" (albo nawet fragmentów przynudnawego i zapełnionego papierowymi postaciami "Fiaska"), na dzieło Asimova nie mogę spojrzeć inaczej niż jako na jedno z wielu czytadeł. Nie to, że nie lubię czytadeł - po prostu spodziewałam się rewelacji, a dostałam kosmiczną historyjkę (momentami przywodzącą na myśl scenariusze Star Treka) z boleśnie rozczarowującym zakończeniem.

5/10