Joseph Thornborn – „Ostatnie objawienie”
(Rafael, Kraków 2012)
Fani książek sensacyjnych z
teoriami spiskowymi i zagadkami historii wpisanymi w fabułę mogli przez chwilę
łudzić się, że dostaną jakąś solidną odpowiedź na obrażające rozum ludzki
literackie pomyje Dana Browna (zobacz: Oszustwo Kodu Leonarda da Vinci) i dane im będzie przeczytać książkę opartą
na konkretnych faktach, a nie wyłącznie na urojeniach i celowym przekłamywaniu.
Niestety, „Ostatnie objawienie” nie jest tym, na co czekali.
Książka jest zwyczajnie bardzo
mierna pod względem literackim – słaba forma, papierowe postaci, brak
umiejętnego rozplanowania fabuły (równie dobrze można by uciąć większość
początku i rozpocząć akcję od morderstwa, a nawet później) to jej najdotkliwsze
wady. Mnie osobiście raziło zachowanie głównych złych, którzy co rusz wybuchają
złowieszczym śmiechem (tak, jest to podkreślone, że chodzi o śmiech
„złowieszczy”!) i beztrosko opowiadają sobie nawzajem swe tajne plany przejęcia
władzy nad światem. Najgorsza jest zaś pewna literacka zmyłka, która sama w
sobie jest chwytem tak żenującym, że aż dziw bierze, iż coś podobnego przeszło w
ogóle przez jakąkolwiek redakcję (ostatnio z czymś podobnym spotkałam się
jedynie w grze „Heavy Rain”).