czwartek, 7 czerwca 2012

Historia twojego życia


Ted Chiang – Historia twojego życia
(Solaris, Stawiguda 2006)


Sądząc po przychylnych recenzjach dla twórczości Teda Chianga i po liczbie nagród, jakie otrzymuje, oraz po tym, jak to jest rzekomo rozchwytywany przez wydawców w Stanach, można by przypuszczać, że jego teksty zrywają papę z dachu i zdejmują człowiekowi kapcie. U mnie doszło co najwyżej do lekkiego uniesienia jednej brwi. Ze zdumienia.

Weźmy takie na przykład opowiadanie „Piekło to nieobecność Boga”. Otrzymało ono trzy najważniejsze nagrody, o jakich zamarzyć może pisarz fantasta – Nebulę, Hugo i Locusa. Za co? Nie mam najmniejszego pojęcia. Przypuszczam, że z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, Amerykanom wydał się nad wyraz świeży pomysł boga, który posyła ludzi to do piekła, to do nieba, nie kierując się absolutnie niczym li tylko swą całkowitą swobodą. No więc, cóż w tym odkrywczego? Przecież to dokładny obraz Allaha przedstawiony w jednej z muzułmańskich nauk tłumaczących całkowitą wolność Absolutu (pouczenie to zostało przytoczone chociażby w książce „Co tak naprawdę mówi Koran”).

Reszta tekstów też jakoś nie wywiera na mnie wrażenia obcowania z czymś nowym i niespotykanym – w „Wieży Babilonu” autor wykorzystał gotową, starotestamentową wizję świata, miast wykreować własną. (Nie żeby to był zły tekst, ale w czym tkwi jego rewelacyjność?) Przy innych opowiadaniach – jak choćby tym o kabalistach, którzy rozpracowują  kod DNA (magia liter), też nie doświadczyłam uczucia: „Och! Że też nikt jeszcze na to nie wpadł!”.

Nie mówię, że teksty Chianga są złe, bo to byłoby nadużycie (fragmenty „Dzielenia przez zero” i „Historii twojego życia” czytało się nadzwyczaj przyjemnie). Po prostu – co tu dużo kryć - po tak entuzjastycznych recenzjach spodziewałam się czegoś o wiele bardziej zajmującego. I odkrywczego. Pierwszym czterem tekstom mogłabym przyznać zbiorczą siódemkę. Pozostałych czterech nie chciało mi się nawet zbyt uważnie czytać.

Duży minus należy się za tłumaczenie. Nie wolno tłumaczyć „exactly” jako „dokładnie”! Należy to przełożyć jako „właśnie (tak)”! Nagminność występowania tego błędu w innych książkach wcale go nie usprawiedliwia.