Robert Silverberg – Człowiek w labiryncie / Stacja
Hawksbilla
(Solaris, Stawiguda 2008)
Brakowało mi czegoś w rodzaju
opowiadań P.K. Dicka – darujmy sobie formę, ale pomysły chłonęło się z
przyjemnością. W przypadku Silverberga formą też nie mamy co się przejmować –
jest poprawna i to musi wystarczyć (lecz i tak lepsza od całej masy tego, co
oferuje nam chociażby Fabryka Słów), ale za to sam pomysł fabularny - w
„Człowieku w labiryncie” bohater ze „skazą” zafundowaną mu przez obcą
cywilizację ucieka od całej ludzkości, by schronić się na prastarej planecie,
na której wznosi się liczący kilka milionów lat przedziwny labirynt, zdający
się istnieć tylko po to, by zabijać każdego, kto zechce się zapuścić w jego przerażające korytarze - chłonie
się jak najlepsze odcinki „Strefy Mroku” (chociaż raczej przewidywalne
zakończenie rozczarowuje).
Krótko - „Człowiek w labiryncie”
to dobre czytadło na odprężający wieczór, zaś „Stację Hawksbilla” (więźniowie
polityczni zsyłani w przeszłość do epoki późnego kambru) można sobie odpuścić.