czwartek, 9 czerwca 2011

Moc i chwała



Graham Greene – Moc i chwała
(Pax, Warszawa 1985)

„ "Moc i chwała", jedna z najlepszych powieści Greene'a, powstała w 1940 roku. Jej akcja rozgrywa się w Meksyku w latach trzydziestych naszego wieku, podczas prześladowań religijnych. Bohaterem jest ksiądz, zmagający się ze swoją słabością i strachem podczas szalejącego terroru rządu Calles'a. Powieść znakomicie oddaje duszną atmosferę terroru i osaczenia, pościg za człowiekiem słabym, ogarniętym nałogiem, łamiącym przykazania Boskie i ludzkie, ale wiernym Bogu i swemu powołaniu, wiernym aż do tragicznego końca przed plutonem egzekucyjnym”.  [tekst z obwoluty]

Przyznam, że do sięgnięcia po prozę Greene’a zachęciły mnie słowa z „Pisarzy nawróconych”: „pokrętność i sprzeczność charakteru zarówno samego Greene’a, jak i bohaterów jago książek, sprawia wrażenie głębi, ale głębia ta jest zapewnie pozorną głębią wody w przydrożnym rowie. Korzeniem jego geniuszu była niezwykła umiejętność mącenia wody”. I chociaż jestem niemal pewna, że Pearce myślał o innych powieściach Greene’a w chwili, gdy pisał te słowa (prawdopodobnie o jego najsłynniejszym dziele o tytule „Sedno sprawy”), to jednak istotnie podczas lektury miałam to dziwne wrażenie sztucznie stwarzanej głębi – jak gdyby ktoś uderzał w gong, zaś akustyka sprawiała impresję przebywania w ogromnym gmachu, podczas gdy w rzeczywistości było to jedynie złudzenie. Takie na przykład zdanie, w którym pragnienie złapania uciekającego księdza nazywa się swego rodzaju cnotą nic a nic nie znaczy. Ale za to potrafi ono podziałać na uczucia, poruszyć to wrażenie eterycznej siły ukrytej w słowie „cnota”, w jej idei – wrażenie jest więc tu ważniejsze niż sens. „Uderzanie w gong” powstaje dzięki nagromadzeniu krótkich, prostych zdań, które odwołują się do uczuć, do wyobraźni – zdań, które łatwo było by zacytować albo zapisać sobie w zeszycie z aforyzmami, np. „Nie można mieć władzy nad tym, co się kocha. Patrzy się, jak ów obiekt miłości pędzi niebacznie w stronę zerwanego mostu, wyrwy na drodze, koszmaru siedemdziesięciu lat do przeżycia” albo: „Nadzieja jest instynktem, który tylko człowiek swym rozumem potrafi zabić”, czy też: „W życiu nie było nic równie ohydnego jak śmierć”.

Przyznam, że aż do siedemdziesiątej strony czytanie szło mi ciężko: nie potrafiłam się skupić, żadne zdanie nie przykuwało mojej uwagi, akcja mało mnie obchodziła. Później jednak trudno się było oderwać od lektury. Teraz zaś, po odłożeniu książki, mogę jedynie stwierdzić, że mogłabym chyba z zadowoleniem zakończyć swe ziemskie bytowanie, gdyby tylko udało mi się napisać coś równie artystycznie dojrzałego jak „Moc i chwała” właśnie. Jeżeli faktycznie mamy tu do czynienia z mąceniem wody - jedynie z iluzoryczną głębią - to nawet wówczas jest to iluzja stworzona z takim wyczuciem i talentem, że pozostaje nam jedynie ją podziwiać.

8+/10