środa, 29 czerwca 2011

Miesiąc z komisarzem Montalbano



Andrea Camilleri – Miesiąc z komisarzem Montalbano
(Noir sur Blanc, Warszawa 2008)

No i dałam się pięknie nabrać na opis na okładce, spodziewając się obiecanego sympatycznego komisarza (brak), zaskakujących zwrotów akcji (brak) i oryginalnych puent (po trzykroć: brak). Jedyna zgodność z opisem to lakonicznie prosta konstrukcja opowiadań, które, co gorsza, okazały się jedynie niby-kryminalnymi (z naciskiem na „niby”).

Opis obiecywał prozatorskie perełki, które miały wytrzymać porównanie z utworami Poego, Chestertona czy Simenona. Osobiście uważam podobnie słowa za poczwórnie obraźliwie (dla świętej pamięci autorów, no i czytelnika) i zachęcam tych, którzy znają ich dzieła, do przeczytania pierwszego opowiadania „Miesiąca...”. To niemal jak policzek wymierzony w twarz. I chociaż przeczytałam tylko jedną powieść Simenona, która wynudziła mnie straszliwie, dopiero dzięki „perełkom” Camillerego poznałam, że twórca Maigreta potrafił jednak nieźle pisać.

Być może gdyby nie to zestawienie z owymi trzema pisarzami, potraktowałabym „Miesiąc...” jedynie wzruszeniem ramion, ale rozgniewała mnie bezczelność opisu – lakoniczna prostota i zwykła poprawność techniczna to za mało, by ot tak sobie nazywać co się chce prozatorskimi perłami.

3/10