poniedziałek, 20 czerwca 2011

To ja byłem Vermeerem


Frank Wynne – To ja byłem Vermeerem. Narodziny i upadek największego fałszerza XX wieku.
(Rebis, Poznań 2007)

„W 1945 roku niewiele znaczący holenderski handlarz dzieł sztuki został aresztowany za sprzedaż bezcennego skarbu narodowego - obrazu pędzla Vermeera - marszałkowi III Rzeszy Hermannowi Göringowi. Jedyną możliwą karą za zdradę była śmierć. Jednak Han van Meegeren gnił w zimnej i wilgotnej celi więziennej, nie mogąc wydobyć z siebie dwóch prostych słów, które dałyby mu wolność: jestem fałszerzem.”

„To ja byłem Vermeerem” to niezwykle zajmująca biografia genialnego malarza, który miał wiele grzechów na sumieniu (pijaństwo, cudzołóstwo,...), a największym z nich była pycha – sam siebie uważał za geniusza, sam sobie był mistrzem. Największym nieszczęściem było zaś dla niego to, że urodził się zbyt późno – żył w czasach, gdy świat zachwycał się „sztuką dla sztuki”, gdy odrzucenie wszelkich form i tradycji w malarstwie (a także moralności w życiu, bo artyści są „ponad to”) było oznaką postępu, nowoczesności, światowości. Meegeren mógł (bez uprzedniego planowania) w kilka minut wykonać doskonały pastisz Picassa bądź innych modnych artystów, ale gardził ich stylami, technikami i odwróceniem się od wielkiego malarstwa klasycznego. Niespełniony malarz zrozumiał, że jego jedyna szansa na zaistnienie w świecie (i rozpoznanie go jako geniusza właśnie – a to było dlań najważniejsze) przy jednoczesnym zachowaniu wierności „prawdziwemu” malarstwu, to podszycie się pod wielkiego mistrza z przeszłości - kogoś, kto już został przez świat okrzyknięty geniuszem.

Kopiowanie obrazu to już wybitne osiągnięcie ducha i myśli ludzkiej, zadanie do którego potrzeba wielkiego talentu, większego może nawet niż do stworzenia arcydzieła w ogóle. Meegeren poszedł jednak dalej – na tyle przyswoił sobie znajomość technik mistrza Vermeera, na tyle wyćwiczył się w imitowaniu jego sposobu tworzenia, że stworzył zupełnie nowe „Vermeery” – obrazy, które zostały uznane za odnalezione i nieznane dotąd dzieła Mistrza z Delf. Jego falsyfikaty były właściwie odpowiedzią na pragnienia świata - fałszerz stworzył bowiem "Vermeera okresu środka", którego przeczuwano i zapowiadano, a który miał się kiedyś objawić w świecie niby święty Graal. Stworzył obraz, który bardzo różnił się od późniejszych dzieł Vermeera, a który jednocześnie miał tak wiele wspólnego z dawnym mistrzem, że - nawet po zaakceptowaniu prawdy o fałszerstwie - można odczuć zachwyt nad tą imitacją "Vermeera nieznanego".

Do podobnego zadania nie wystarczył tylko wielki talent malarski – fałszerz musiał także obmyślić i opracować techniki oszukiwania ekspertów – aparatu Roentgena, chemików, historyków sztuki, rzeczoznawców... Ogrom pracy potrzebny do osiągnięcia celu może porażać. I choć z jednej strony działalność Meegerena była z gruntu amoralna, trudno nie zapłonąć podziwem nad jego talentem i samozaparciem (mimo wszystko cieszymy się, ilekroć ktoś uciera nosa snobistycznym, idiotycznie zadufanym krytykom, bezkrytycznie wierzącym we własną nieomylność).

To doskonały tytuł dla kogoś, kto choć trochę interesuje się malarstwem i historią sztuki. To nie tylko dzieje życia doskonałego fałszerza, ale także opowieść o hipokryzji i sprzedajności świata sztuki. Szkoda jedynie, że na całą książkę mamy jedynie cztery strony małych reprodukcji (w tym brak najistotniejszego płótna w całej historii! – Wieczerzy w Emaus). Tutaj wydawca mógł się bardziej postarać.

Gorąco polecam!!