piątek, 17 czerwca 2011

Miłość Peonii



Lisa See – Miłość Peonii
(Świat Książki, Warszawa 2007)

Trochę rozśmieszyły mnie kompletne niezgodne z rzeczywistością zalety „Miłości Peonii” wyliczane przez zachwyconych czytelników tej książki. Zalicza się do nich m.in. „poetycki język” autorki. Otóż nie ma tu o niczym takim mowy – wrażenie poetyckości wywołuje zaś sam opisywany świat: bohaterka ubiera się w najdelikatniejsze jedwabie i przechadza się od jednego pomieszczenia o cudownie romantycznej nazwie do drugiego o nazwie jeszcze bardziej romantycznej. Oczywiście czasem zdarzają się eleganckie metafory, natomiast sam język to banalna, niezwykle prosta w odbiorze proza – i nie chcę tu jakoś pomniejszać talentu autorki, ale głupio jest ją chwalić za coś, czego ona akurat nie wymyśliła – za pawilony o wdzięcznych nazwach, czy sposób myślenia i wyrażania się XVII wiecznych Chińczyków z wyższych sfer (a więc i za narrację, którą prowadzi główna bohaterka) tudzież za ich wierzenia i zabobony. Za co można ją pochwalić, to prostota i gładkość stylu właśnie, co sprawia, że powieść chłonie się łatwo i nie jest ona nużąca.

Z początku "Miłość Peonii" bardzo przypominała mi „Opowieść Murasaki” Lizy Dalby (autorki przynudnawej „Gejszy”) – aż do chwili, gdy bohaterka umiera i staje się duchem. A gdzie są azjatyckie duchy, tam zaraz jest seks (wiem to od dawna, bo w piątej klasie podstawówki w nagrodę otrzymałam zbiór legend chińskich) i... „gra na flecie”. No cóż, seks z duchem to nie jest wątek, który szczególnie by interesował kogoś, kto ma na głowie poważne, życiowe problemy, dlatego bardziej ciekawiła mnie „przyziemna” powieść Dalby. Poza tym do dobrej opowieści o miłości i duchach potrzeba dobrego gawędziarza – takiego jak Sanyuutei Enchoo, autora świetnej „Dziwnej historii o upiorach z latarnią w kształcie piwonii”. Przy okazji, nie wiem od jak dawna słowo „seks” weszło do swobodnego, potocznego użycia, ale nie wydaje mi się, żeby wychowana pod kloszem w hermetycznej kulturze specyficznych gestów, wyrażeń, sformułowań i symboli chińska arystokratka sprzed kilku wieków tak swobodnie je przywoływała (lepiej byłoby używać jakiś zwrotów o bliskości, współżyciu, zespoleniu), nawet jeśli dzieje się to jedynie w jej myślach. Podobnie nienaturalnie brzmią tu męska „sprawność seksualna” (lepsza byłaby tu jakaś „męska witalność”, jak sądzę) czy... żardiniera (no tu może przesadzam i zapewne jakiś sinolog by mnie wyśmiał - w końcu w Chinach też byli cudzoziemcy i ich języki, ale i tak ukłuło mnie to po oczach).

Nie jest to powieść o eleganckim piciu herbaty i miłości w pawilonie przy świetle księżyca. Porusza ona wątki życia kobiet z wyższych sfer, które, jako że były kobietami właśnie, znaczyły dla swych rodzin tyle co bezużyteczna gałąź, na której uschnięcie się czeka. Wraz z przejściem do świata duchów, poznajemy również okrucieństwa mandżurskich najeźdźców, którzy obalili dynastię Ming. Nie dziwię się, że powieści Lisy See, jeśli są podobne do tej, dobrze się sprzedają – egzotyka, poezja, seks duchowy, gwałty nieduchowe, przemoc, śmierć, wieczna miłość, a wszystko to wyłożone jak na talerzu niezwykle przystępnym, prostym językiem. Jak powiedział mi jeden wydawca: „czytelnicy teraz nie chcą trudnych tekstów”.

Położyłam nacisk na gładkość stylu autorki, ponieważ trudno mi właściwie wskazać jakąś inną zachętę do przeczytania tej książki. To dobra powieść – ma płynną narrację, nieźle skonstruowaną fabułę, nie dłuży się... Nie mogę wytknąć jej jakiejś szczególnie doskwierającej wady. Nie potrafię też jednak z czystym sercem powiedzieć: „koniecznie przeczytajcie”. Po prawdzie sięgnęłam po ten tytuł z braku innych powieści pod ręką. I może to jest wyjście – przeczytajcie, jeśli nie macie pod ręką tego, co naprawdę chcielibyście akurat przeczytać. Ja w każdym razie zamierzam sięgnąć po „Kwiat śniegu...”, najbardziej znaną powieść pani See, z nadzieją, że przypadnie mi do gustu o wiele bardziej niż „Miłość Peonii”.

6/10

P.S. Jeśli wierzyć liście, którą zaczęłam prowadzić w styczniu, powieść Lisy See jest 50. książką, jaką udało mi się przeczytać w tym roku.