poniedziałek, 19 września 2016

Pożyczalscy pomszczeni


Mary Norton – Pożyczalscy pomszczeni
(Nasza Księgarnia, Warszawa 1987)

Delikatny, choć sprawiający niedosyt urok powieści o Pożyczalskich został zdruzgotany pomysłem dopisania kolejnych książek. Kiedy sama narratorka przyznała, że idzie o historię, która może się toczyć w nieskończoność i którą można przerwać w dowolnym momencie, oświadczyła tym samym, że nowe opowieści o malutkich ludkach w ogóle nie są potrzebne. I takie jest moje wrażenie po ostatnim tomie serii – nic byśmy nie stracili, gdyby nigdy go nie napisano.

Śledzimy, jak rodzina Arrietty szuka sobie nowego domu, jak przedziera się z wysiłkiem do opuszczonego probostwa, jak buduje sobie nowe mieszkanko i odnawia kontakt z dawnymi krewnymi. Nie jest to fabuła, która mknie jak strzała w określonym kierunku, raczej spojrzenie na codzienne (niezbyt ciekawe) trudy osób, które usiłują urządzić sobie bezpieczny kąt, a dokładniej elegancki salon i czystą kuchnię.

Muszę przyznać, że choć po tomie pierwszym sięgnęłam od razu po piąty, nie odnoszę najmniejszego wrażenia, jakbym cokolwiek straciła. Autorka ogólnie nakreśla sytuację z poprzednich części i… nie udało mi się natrafić na najmniejszy wątek, który wart byłby postarania się o brakujące książki. Jedno mogę powiedzieć na pewno: świat nie wydaje się tak niebezpieczny i niezbadany jak w pierwszym tomie, gdyż Norton zamordowała, tak – zamordowała!, cały dramat pierwszej powieści „wskrzeszając” postaci takie jak ciotka Lucy (wiadomość o tym, że nigdy nie dotarła do mieszkania kuzynów była jedynym realnie wstrząsającym momentem tamtej książeczki) czy Eggletina, o której opowiadano Arrietcie, że pożarł ją kot. Okazuje się, że nie tylko absolutnie nikt nie zginął (jeden z najgorszych literackich błędów wielu powieści), ale też, że autorka nie radzi sobie z wieloma postaciami, dlatego Eggletina i jej bracia (czy oni nie mieli przypadkiem rozpieszczać Arrietty?) żyją sobie z dala od obecnych wydarzeń, mając w nosie starzejących się rodziców. Opowieść urywa się nagle, dając do zrozumienia, że Pożyczalscy zawsze będą przeżywać jakieś niebezpieczne (jak dla mnie raczej monotonne) przygody i że nigdy nie będą całkowicie spokojni o swój los. Po tym jak pisarka dobiła sprawę Lucy siekierą, podobne zamknięcie cyklu może wywołać jedynie wzruszenie ramion. To jednak przykre patrzeć, jak dobrowolnie i własnoręcznie twórca rujnuje to, co najlepsze w jego dziele.

Chociaż wydarzeń tu w sumie tyle co kot napłakał – więcej jest badania otoczenia i urządzania sobie domostwa, a także rozmów między ludźmi – zastanowiło mnie wprowadzenie wątków paranormalnych: pojawia się medium, a dokładnie jasnowidzka, przez którą para niecnych małżonków pragnie znaleźć małe ludziki i zbić na nich fortunę, a także duchy, które okazują się dość typowymi zjawiskami domostw ludzkich (ojciec Arrietty cieszy się nawet, że poświata małej, płaczącej dziewczynki, ukazującej się noc w noc, oświetla mu drogę). Może wynika to z mody na seanse spirytystyczne, które kiedyś tak opanowały Anglię, ale osobiście źle bym się czuła, gdybym sugerowała dzieciom, że zjawy to normalne zjawisko, a jasnowidztwo rzeczywiście istnieje i zajmują się tym mili ludzie (kto wie, ilu młodych czytelników wzrastałoby potem w przekonaniu, że chodzenie do wróżki jest jak najbardziej w porządku).

Dziwaczne, że choć zamieniono Homily na Dominikę, a z postaci pojawiającej się w tym tomie, młodzieńca imieniem Peargreen, uczyniono Okrzynka, nie mogę pojąć, dlaczego nie zrobiono nic z imieniem Spiller. Ponieważ Dominika narzeka na jego braki w hiegienie, można by od biedy nazwać go Chlaptusem (Ochlaptusem?) czy czymś w tym stylu. Z drugiej strony z Lupy (domyślam się, że chodzi o fonetyczne „loopy”) już w pierwszej części zrobiono prostacką Lucy. Ilustracje są brzydkie, a sama okładka to istny koszmarek nie mający nic wspólnego z treścią książki, zasługujący na medal w dziedzinie niczym nieuzasadnionego paskudztwa.

Werdykt? Owszem, da się przeczytać, ale można najspokojniej w świecie sobie odpuścić.

***

Fanów „powieści wizualnych” zapraszam do notki o mangowym romansie „Amnesia – Memories”: TUTAJ