Joseph Gelinek – Dziesiąta symfonia
(MUZA, 2009)
Są książki tak pozbawione polotu, fantazji, stylu i wszelkiego
uczucia, tak banalne w treści, a jeszcze banalniejsze w formie, że człowiek ma
wrażenie, że patrzy na obeschnięty kawał mięsa – innymi słowy: nawet nie chce
mu się szukać słów, by odradzić innym spożywanie podobnej strawy. Zła książka
może chociaż rozzłościć, ale książka byle jaka – z papierowymi postaciami,
pozbawiona napięcia, ze stylem godnym przeciętnego wypracowania szkolnego,
który nawet nie otarł się o samo pojęcie „nastroju”, i z żenującym zakończeniem
– na taką można tylko wzruszyć ramionami.