środa, 21 maja 2014

Zimny płomień



Yukio Mishima - Zimny płomień
(Świat Książki, 2008)

Kiedyś, dawno temu, zachwycałam się „Złotą pagodą”, choć dzisiaj, gdy niemal cała jej treść zatarła mi się w pamięci, nie potrafię stwierdzić, dlaczego. Zastanawiam się, czy nie napawałam się właściwie własnymi wyobrażeniami na temat powieści (bardzo podobał mi się zamysł obsesji piękna), a nie treścią i formą. Bo czytając, „Zimny płomień” w ogóle nie odczuwam, że obcuję – jak tłumaczy mi posłowie – z „szorstkim”, suchym, logicznym stylem (czy to miało oznaczać zwyczajnie „prostym”?), natomiast treść, z jakiegoś powodu, nieco przelatuje nade mną.


Czy można czytać jako zwykły tekst „Umiłowanie ojczyzny”, wiedząc, że posłużyło autorowi jako „mentalna wprawka” do rytualnego samobójstwa? Jest w tym coś obrzydliwego. Czym się zachwycić w trzech ostatnich opowiadaniach, skoro zdają się być one napisane jedynie dla samego pisania (nawet autorka posłowia nazywa dwa z nich owocem igraszek znudzonego artysty)? Właściwie to poza „Zimnym płomieniem” i „Śmiercią w środku lata” (które i tak już znałam) nie potrafię wskazać niczego godnego uwagi w tym zbiorku. To dobre, zgrabne teksty, które czyta się szybko, ale które chyba nie przykują uwagi nikogo, kto choć trochę nie interesuje się nie tylko kulturą, ale i mentalnością japońską.