czwartek, 19 grudnia 2013

500 polskich książek, które warto w życiu przeczytać


Karolina Haka-Makowiecka, Marta Makowiecka - 500 polskich książek, które warto w życiu przeczytać
(Muza, 2012)

A zatem – punkt po punkcie – czemu czuję rozgoryczenie.

Książka jest beznadziejnie wydana – bardzo ciężka (zupełnie bezsensowny wybór papieru), nie dająca się swobodnie trzymać, zapełniona niepotrzebnymi, w dodatku zupełnie nieciekawymi zdjęciami..

Autorki nie podają istotnych informacji – nie jest tak naprawdę ważne, czy „Czterej pancerni...” mają baśniowe rozwiązania fabularne, ale nieuświadomienie czytelnika, czy są równie przesyceni propagandowymi kłamstwami jak serial, jest niewybaczalne. Nawet wzmianki o kontrowersjach z Kapuścińskim? Poważnie?  Poza tym określenie prozy Gretkowskiej jako „kontrowersyjnej” nie wystarcza – nie mają panie Makowieckie minimum wstydu, by nie schylać się po te obrzydliwe wypociny, ale aby uczciwie przestrzec czytelnika, że normą u tej ałtorki (!) jest masturbowanie się nożem do ostryg, robienie kupy na kochanka i wsadzanie nosa w odbyt odwagi brakuje, co?

Wymienianie książek, z którymi i tak w jakiś sposób Polak musi się zetknąć (Nad Niemnem, Pan Tadeusz, Quo Vadis,...), jest doprawdy idiotyczne.

Pojedyncze opowiadania i komiksy? To się w końcu nazywa „500 książek...”, czy „500 tekstów/dzieł”?

Absolutny brak jasno sprecyzowanego kryterium wyboru. Autorki nie wyjaśniają, czemu wymienione utwory warte są przeczytania, jak wskazywałby tytuł. Wydaje się, że (pomijając lektury szkolne) wymieniają po prostu pozycje, o których było lub jest głośno, nieważne z jakiego powodu – albo Nike (czyli nagroda fundowana przez Gazetę Wyborczą, która – z ostatnich wydarzeń - nie widzi logicznego związku między dobrowolnym obnażaniem się dzieci przed kamerką internetową – na co się oburza – a przebieraniem chłopców w przedszkolu w sukienki i rozdawaniem im lusterek, by z dumą podziwiali swoje siusiaki – czemu przyklaskuje) albo kontrowersyjny temat, albo wulgarność i obsceniczność (a czasem wręcz skrajny hiperdebilizm), albo autor jest gejem , albo pisze o gejach (choć się i tak nie dowiesz, drogi Czytelniku, czy więcej w jego książce faktów, fikcji czy zwykłego bredzenia), itd... Trzeba się domyślać, że tylko głośność i kontrowersja tudzież miejsce na liście bestsellerów (i nic więcej) decydują o „wartości” dla autorek. I stąd obecność tfurców (!), których płodów myślowych szanujący się człowiek nie powinien nawet szturchać butem.

Można powątpiewać, czy panie polonistki istotnie przeczytały to, co bezkrytycznie polecają – wydaje mi się, że osoba nieznająca ksiażek, mogłaby i tak wyszukać o wiele ciekawsze informacje do notek, niż te łaskawie podane nam przez autorki. Dodam, że niektórych poczynionych przez nie uwag nie da się określić innym słowem niż „głupie”.

Wielka, niepraktyczna, kosztowna cegła.

Nie polecam.