środa, 4 grudnia 2013

Solaris (audiobook)

Stanisław Lem – Solaris
(Andromeda, 2011)

Muszę przyznać, że jak na najsłynniejszą książkę Lema i polecaną jako jedna z najwybitniejszych książek SF na świecie „Solaris” straszliwie mnie rozczarował. Cieszę się jedynie, że zdecydowałam się na zakup audiobooka, a nie wersji papierowej, bo jestem przekonana, że to, co dało się jeszcze wysłuchać, dając swobodę, do zajmowania się czymś innym, byłoby niemal nie do zdzierżenia, gdybym miała temu poświęcać całą uwagę, przesuwając się linijka po linijce.

Najgorszy w powieści był główny bohater – psycholog Kelvin. Przykro mi, ale ciężko mi się przejąć główną „tragedią miłosną”, gdy jego związek z nieżyjącą Harey nie został nawet pobieżnie nakreślony (nie na tyle, by się nim w ogóle zainteresować), a sam bohater jest równie niemrawy i apatyczny, co szczątkowa fabuła, toteż nie sposób w jakikolwiek sposób emocjonalnie odnieść się do jego problemów z „fantomem” dawnej ukochanej. Kolokwialnie mówiąc, nie łykam tego, że nagle Kelvin nie potrafi żyć bez nowej Harey, i o wiele bardziej niż nad całym tym rzekomym tragizmem ich położenia, zastanawiało mnie, dlaczego nie wzrusza go fakt, że po nocy przemawia do niego martwy naukowiec (którego usiłuje mu powiedzieć coś niezmiernego ważnego, a co Kelvin zdaje się mieć głęboko w poważaniu). Prawdę mówiąc, w porównaniu z zachowaniami bohatera, który jawił mi się momentami jako znużony, rozeźlony bachor, przedziwne zjawiska na planecie Solaris nie wydawały mi się czymś szczególnie zaskakującym. Do tego logika Kelvina jest mocno kulawa i nieprzekonywująca, czasami aż rażąca skalą ignorancji (dość proste pojęcie Absolutu zdaje się go przerastać, dziwną oczywistością jest dla niego bardzo ułomny, prymitywny obraz Boga, który przypisuje wszystkim wierzącym ludziom – bez rozróżnienia choćby religii i mitów).

Mimo szczegółowych opisów dziwnych zjawisk, powieść nie kreuje żadnego nastroju tajemnicy i zadziwienia. Kelvinowi zresztą najczęściej wszystko jest całkowicie obojętne, co tylko pogłębia wrażenie monotonii i apatii. Reszty dopełniają okrutnie rozczarowujące refleksje o granicach poznania, moralności, misji ludzkości lub jej braku, itp., które są raczej wydumanymi sądami rzuconymi w przestrzeń niż dogłębnymi przemyśleniami w większości abstrakcyjnych problemów (rozważanie, czy moralność ludzi jest ograniczona zaledwie do Ziemi i zjawisk międzyludzkich, jest nic niewarte, jeśli nie roztrząsa się problemu samego istnienia, a zatem i kwestii moralnych wymogów bytu, a od tego Lem ustawicznie stroni, jak ten materialista z powiedzenia Chestertona, który nie jest w stanie nawet DOSTRZEC problemu).

Lektor (Jerzy Trela) czasem robi niezręczne pauzy, jakby orientował się nagle, że zdanie się jeszcze nie skończyło. Czasem trudno też powiedzieć, czy czyta pojedynczą wypowiedź postaci, czy dialog. Plusik za to mogę dać za delikatny podkład muzyczny w tle – dało to całkiem fajny efekt.

Od strony technicznej nie jest źle, ale treść zawiodła okrutnie.


3/10