Maj Sjöwal, Per Wahlöö - Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu
(Amber, Warszawa 2009)
Jedyną książką z serii „Kryminał z klasą”, którą do tej pory przeczytałam był utwór „Detektyw Diamond i śmierć w jeziorze” Lovesey’a - była to wyjątkowo nudna, niepotrzebnie rozwleczona do aż trzystu stron powieść pozbawiona ciekawych postaci i zaskakującego finału, o niezbyt porywającej narracji i pełna błędów ze strony tłumacza i redaktora. Pamiętając o owym nadzwyczaj nieciekawym „kryminale z klasą”, niezbyt chętnie rozpoczęłam lekturę „Mężczyzny, który rozpłynął się w powietrzu”.
Zdaję sobie sprawę, że w powieściach tego typu, tak jak chociażby w opowieściach o komisarzu Maigret, chodzi o żmudne, mozolne śledztwo dobrze oddające pracę prawdziwej policji, a nie o błyskotliwe i zaskakujące popisy genialnego detektywa w stylu Holmesa czy Poirota. Ale nawet mając to na względzie, trudno mi jakoś zachwycić się opowiedzianą tu historią. Zwłaszcza, że przeszkadzała mi nieudolna narracja. Zacytuję fragment książki, by pokazać w czym rzecz:
„Szluka wstał i przechadzał się po pokoju.
- Też tak myślałem.
Szluka zatrzymał się przed mapą.
- A teraz co pan myśli? - zapytał Martin Beck.
Szluka odwrócił się do niego.”
Gdybym chciała naśladować styl autorów, wyglądałoby to mniej więcej tak: „Martin Beck spojrzał w lewo. Ulica była pusta. Martin Beck spojrzał w prawo. Nic nie nadjeżdżało. Martin Beck przeszedł przez ulicę.” Na dłuższą metę trudno zdzierżyć coś podobnego.
Kiepski styl, niezbyt porywająca historia. Ot i wszystko.
4-/10