środa, 22 października 2008

Gaiman

Jako że prawie w ogóle nie ruszam się z domu, kupuję książki przez internet, często sugerując się jedynie recenzjami z sieci (rzadziej z gazet). A ponieważ sklepy internetowe bardzo rzadko zamieszczają skromniutkie fragmenty książek, zawsze mam tę obawę, czy przypadkiem się nie „nadzieję” i czy nie będę żałować (mam za duży szacunek do ciężko zarobionego grosza, by wydawać go lekką ręką).

Ze wszystkich nietrafionych zakupów szczególnie dwóch nie mogę przeboleć - zmarnowałam pieniądze na „Bez mojej zgody” Picoult oraz na „Dym i lustra” Gaimana. To łącznie 60 złotych wyrzuconych w błoto! Uch!

Image Hosting by Picoodle.com

*NEIL GAIMAN – DYM I LUSTRA
(MAG, Warszawa 2003)

Nawet nie pamiętam, o czym są te opowiadania. Pamiętam tylko niesmak i złość, jakie mnie opanowały po przeczytaniu tej książki.

Przy niektórych opowiadaniach robiłam ołówkiem krótkie (przesycone złością i rozczarowaniem) notki, nie dowierzając samej sobie, że te marne, nudne, miejscami żenujące teksty naprawdę popełnił człowiek, który na okładce przedstawiany jest jako jeden z największych współczesnych mistrzów literatury fantastycznej.

No! Jeżeli on jest mistrzem, to ja nie chcę zapoznawać się z resztą jego kolegów po piórze!

W serwisie Horror Online widnieje jeszcze moja dawna opinia sprzed pięciu lat:

„To moje pierwsze spotkanie z tym pisarzem...i (nie)stety chyba ostatnie. Bardzo żałuję, że nabyłam tę książkę, sugerując się pochlebnymi recenzjami. Może autor pisze i niezłe powieści - tego nie wiem, jestem natomiast porażona miernością jego opowiadań, tak pod względem formy jak i treści. Żenada. Człowiek zarabia pisaniem na zamówienie i niestety to widać. Pisze z przymusu, z odgórnego planu. Widać jakieś przebłyski pomysłów i...nic poza tym. Jedynie jeden (słownie: JEDEN) tekst zasługuje na pochwałę, ale gdy uświadomimy sobie, że jest to zwyczajny produkt na zamówienie - do tego banał, patrząc na zleceniodawcę (zachęcam do przejrzenia Wstępu), nasz zachwyt natychmiast pryska jak mydlana bańka. Jestem wstrząśnięta tym, że ktokolwiek płaci temu człowiekowi za takie opowiadania i nominuje je do jakichkolwiek nagród. Banał. Nuda. Żenada. Albo naprawdę opowiadania nie są jego domeną (tak bywa), albo jednak prawdą jest to, że żyjemy w czasach, gdy drukuje się co popadnie. Będę stawiać raczej na to drugie.”

Od-ra-dzam!

3-/10

Image Hosting by Picoodle.com

NEIL GAIMAN – KORALINA
(MAG, Warszawa 2003)

To zdecydowanie lepsza pozycja niż „Dym i lustra”, ale i tak wyjątkowo słaba. Nie dałam rady przeczytać jej rzetelnie (zdanie po zdaniu, strona po stronie), musiałam przeskakiwać całe akapity, przekartkowywać.

Gdzie te świeże, niepowtarzalne, niesamowite pomysły, które mi obiecywano? Gdzie ta groza i napięcie, tajemniczość i nastrojowość? Podobno ta książka nie nadaje się dla dzieci. Zgadzam się – jest masa o wiele lepszych. Po co zyskiwać sobie nienawiść małolata i obdarowywać go czymś tak nudnym i wymuszonym?

Są takie książki, w których wyraźnie uderza w nas fetor przymusu (zarabiana pieniędzy). Zdaje mi się, że Gaiman przoduje w ich „produkcji” (nie, nie nazwę tego pisaniem).

3/10