sobota, 16 sierpnia 2008

Obskurny hotel i nędzna kawiarnia

WOJCIECH SZYDA – HOTEL „WIECZNOŚĆ”
(Supernowa, Warszawa 2005)
Takie czasy. Wmawiają nam, że sojowa papka smakuje jak wyborny kotlet. A tu nie dość, że brak jakiegokolwiek smaku, to jeszcze nie ma co ugryźć!

Moje oczy i myśli nieustannie uciekały od tekstu. Najpierw mnie nudził. Potem odstręczał. Na końcu nudził z podwójną siłą.

Przepis? Poszatkowane skrawki Piekła „Boskiej komedii” wymieszane z fascynacją Borgesem (zwłaszcza „Biblioteką Babel”), dumą z własnej erudycji, cienkim i oklepanym cyber-punkiem (znowu ten „Matrix”), szczyptą tak modnej "metafizyki," a wszystko dopełnione wariacją na temat rozszczepienia jaźni i chorób psychicznych (od czasu filmu „Tożsamość” to motyw nadzwyczaj chętnie wykorzystywany) oraz bohaterami, którymi niezwykle trudno się przejąć. Słowem – papka intelektualisty z ambicjami.

3-/10



MICHAŁ RUSINEK ; ANTONINA TURNAU – PROWINCJONALNE ZAGADKI KRYMINALNE
(Prószyński i S-ka, Warszawa2006)

Pierwsza zagadka mnie rozbroiła – nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy to po raz ostatni słyszałam coś równie naciąganego! Druga poraziła prostotą absurdu. Przy trzeciej opadły mi i ręce i spodnie.

Może to się sprawdziło jako cykl słuchowisk (takie małe bzdurki do posłuchania przy myciu naczyń czy obcinaniu paznokci u stóp), ale fani Agathy Christie czy Erle’a Stanleya Gardnera powinni ów zbiorek żenujących zagadek kryminalnych (myślałam, że ta oznaczona numerem 7 jest szczytem idiotyzmu, ale potem było jeszcze gorzej!) omijać szerokim łukiem.

Pożyczcie z biblioteki, żeby się pośmiać (z niedorzeczności) i porządnie zdziwić (że ktoś to w ogóle wydał), ale nie wydawajcie na to pieniędzy!