Francis Scott Fitzgerald – Wielki Gatsby
Chociaż audiobook liczy zaledwie pięć godzin, nie mogłam się
doczekać, kiedy się skończy. Wiem, że powieść opowiada o pustym wewnętrznie
życiu bohaterów pokolenia lat dwudziestych w USA, czasie prosperity, dekadencji
i jazzu, słowem - nudziarzy pławiących się w luksusie i nie mogących znaleźć
szczęścia, ale i tak wydaje mi się pusta i jałowa bardziej niż wymagałby tego
temat. Nie jestem wymagająca, jeśli idzie o akcję – nie potrzebuję jej wiele.
Ale narracja, snująca się jak dym z papierosa nad ciepłym drinkiem, w którym dawno
rozpuścił się lód, nie może mnie aż tak zniechęcać, bym jak najszybciej chciała
dojść do wielce przewidywalnego końca. Książka, planowana jako opus magnum
autora, nie zdobyła nigdy popularności za życia Fitzgeralda i umierał on w
poczuciu poniesionej porażki. Nie jestem zdziwiona. Natomiast dziwi mnie, że
dziś nazywa się ją arcydziełem i pieje nad nią z zachwytu.