wtorek, 2 grudnia 2014

Mapy twoich myśli


Tony Buzan – Mapy twoich myśli
(Aha!, Łódź 2014)

Mapy myśli najprościej można opisać jako sposób notowania przy użyciu minimalnej liczby słów połączonych z kolorami i obrazkami. Wierzę, że ta metoda pomaga się uczyć, gdyż wiem, że mózg najlepiej zapamiętuje nie rzeczy jako takie, ale ciągi skojarzeń między nimi. Gdy więc chcemy np. zapamiętać dłuższy numer, powinniśmy skojarzyć go z jakimiś rzeczami albo wręcz zastąpić liczby obrazami. Dodajmy do tego twórczy wysiłek, a pamięć zacznie działać na zasadzie „dlaczego, robiąc notatkę, rysowałem akurat kwiatek? A! No tak!”.

Gdybym była teraz w podstawówce czy liceum, na pewno korzystałabym z tego sposobu notowania, zwłaszcza jeśli idzie o robienie notatek z książek. Autor, twórca metody, odpływa jednak daleko na falach optymizmu, uważając, że jego patent zrewolucjonizuje nie tylko system nauczania, ale i cały świat w ogóle. Gruba przesada. Pomijając koszmarną wizję przyszłego globalnego mózgu (!), wprost z taniego science-fiction, nie sądzę, by ten wynalazek naprawdę sprawdzał się do autoanalizy czy prowadzenia dziennika. Obrazki zamiast słów? Nie, dziękuję – cieszę się, że Lechoń pisał swoje dzienniki tradycyjnie.


Nie przekonuje mnie też użycie map myśli do tworzenia nowych koncepcji. Mam pewien pomysł, który chcę rozwinąć, ale stworzenie mapy myśli nie dało wcale lepszych rezultatów od spisania go w punktach na kartce – wręcz przeciwnie, wszystko, co już miałam, powtórzyło się (a kartka zachowuje większą klarowność i może być również odczytana przez innych). Wbrew zapewnieniom autora nie doświadczyłam tryskających fontann pomysłów i nieograniczonych ciągów skojarzeń. Pomysł, dość określony, ale pozostający w stagnacji, nie ruszył ani o milimetr. Może luźne, niczym nieskrępowanie notowanie, mini burza mózgu, działa jedynie wtedy, kiedy dobrze się nie wie, czego się chce? W takim razie mało to przydatne. Ogólnie niewiele tu treści w zestawieniu z ceną książki, a i klarowności czasem brakuje. Wolałabym, żeby poradnik pokazywał mi „jak”, a nie przekonywał co chwila, aż do znudzenia, jak wspaniałe korzyści da mi dana metoda. Ogólnie tytuł rozczarowuje.