czwartek, 15 stycznia 2015

Życie snem


Pedro Calderon de la Barca – Życie snem
(wolnelektury.pl)

Król Polski, Bazyli, wyczytuje z  gwiazd, że jego następca będzie tyranem i przelewającym krew despotą. Nowo narodzone dziecko nakazuje więc chować w wieży, trzymając syna w kajdanach i skórach zwierzęcych, z dala od świata i od samego siebie. Pewnego dnia postanawia jednak poddać dorosłego potomka próbie – każe go uśpić narkotykiem i przenieść do pałacu, gdzie zostaje mu oznajmione, iż jest władcą kraju. Jeżeli książę Zygmunt nie okaże się człowiekiem rozumnym i łagodnym, zostanie na powrót wtrącony do wieży, zaś jego strażnik powie mu, że całe zajście było jedynie snem.

Przesłanie dziełka jest jasne – życie jest jak sen: ulotne, krótkie, pełne złudzeń, szukajmy tedy rzeczy wiecznych: dobra i szlachetności. Szkoda tylko, że nijak nie potrafię pojąć argumentów bohatera. Myśli, że zabił człowieka we śnie i przebudził się do życia w więzieniu. Potem znów myśli, że śni, i DLATEGO właśnie, że śni, postanawia tym razem postępować w swym śnie szlachetnie i tym samym uniknąć okrutnego przebudzenia. Autorowi chodzi być może o to, że po owym życiu tak podobnym do snu możemy przebudzić się do wiecznego piekła, lepiej więc być dobrym (brzmi to jak niepotrzebnie zapętlony zakład Pascala). Ale jak to logicznie wyłożyć w podobnej fabule? Czyżby Zygmunt nigdy wcześniej nie miał snów i stąd nie potrafi dostrzec, że czyny we śnie – jak dotąd - nie dawały konsekwencji po przebudzeniu? Że złe we śnie postępowanie nie przekłada się na stan rzeczywistości? Czy nie miał dobrych snów, po których budził się, przypominając sobie, że jest więźniem niewinnie męczonym? Skąd wniosek, że dobre czyny przedłużają miły sen? Wreszcie – jeśli życie jest tylko „cieniem, majakiem, rojeniem”, na czym osadzić moralność? Skoro „szczęście mija jak we śnie”, po cóż ktoś miałby unikać marnych pokus i nie dogadzać swoim żądzom?

Wbrew interpretatorom dziełka, którzy jeszcze bardziej mącą, podważając wszystko, co się da (np. dodając w adaptacji teatralnej postać, której owa sztuka jedynie się śni), główna myśl pozostaje klarowna: idzie o wieczne szczęście, o które winniśmy się starać dobrymi czynami. Niestety, użycie tematu snu nie było doprawdy najlepszym pomysłem – raz, że cała logika Zygmunta mocno kuleje i w końcu, zamiast prawd rozumu, kieruje się on przeczuciem istnienia wyroków wieczności i lękiem przed przebudzeniem, dwa, że – jak to pokazują przykłady różnych adaptacji i analiz, ludzie skupiają się na niemożliwości dowiedzenia, że życie nie jest w istocie snem. A przecież Zygmunt mówi:
Mistrzem mi — senne marzenie.
Trwoga, by w marzeń przemianach
W czarnych nie ujrzeć się ścianach,
Czucie zdobyte boleśnie,
Że szczęście mija jak we śnie,
Wnętrzna potrzeba, by w wieczną
Drogę, gdzie niebios wyżyny,
Sen dał nam prawdę stateczną
Ku trwałej życia nauce:
By darowano nam winy,
Jak błędy przebaczą w tej sztuce. „


Obawiam się, że Barca nie przewidział w istocie, że odbiorcy i twórcy teatralni bardziej będą zainteresowani śnieniem właśnie, mąceniem i podważaniem realności istnienia, niż szukaniem prawdy i odpowiedzi. Niemniej, książeczka jest ciekawa – warto się z nią zapoznać.