Boris Akunin – Świat jest teatrem
(Świat książki, Warszawa 2012)
Pisałam, że mam już dość Akunina
i jego zblazowanego, pretensjonalnego detektywa, ale... musiałam wykorzystać na
coś kupon rabatowy z księgarni, a poza tym w książce miał się pojawić wątek Czechowa,
który należy do czołówki moich ulubionych pisarzy. A oto dlaczego żałuję
zmarnowanego kuponu.
- Fandorin nie dość, że jest nudny jak zawsze, to jeszcze się starzeje i ma z tego powodu przemyślenia (też bym się chciała starzeć w takim luksusie, w jakim on walczy z nudą!).
- Intryga jest cienka jak naderwana pajęczyna – od razu wytypowałam mordercę z grona podejrzanych, ale jeszcze naiwnie łudziłam się, że autor mnie czymś - czymkolwiek - zaskoczy. Niestety!
- Nie ma wątku Czechowa – w tle pojawia się jedynie na mgnienie wdowa po nim (Dzień dobry, jestem wdową po Czechowie, papa!).
- W treści pojawia się jeden z najczęściej wykorzystywanych cytatów Szekspira (dał on również tytuł powieści). Tak, to jest wada, ponieważ nie może dzisiejszego człowieka nie mierzić, gdy – dla przykładu – czyta o miłości kochanków z dwóch skłóconych rodów i podsuwa mu się pod nos cytaty z „Romea i Julii”. Aż człowieka skręca! Wiem, że Akunin tworzy łatwe czytadła dla przeciętnego odbiorcy, ale jednak!...
- Lwią część książki zajmuje smętny wątek romansowy (zblazowany bogaty, nudny stary kawaler i genialna aktorka dręczona przez męża, który jest jednocześnie bogatym najstarszym synem władcy jednego z chanatów – rzeczywiście! Można się wczuć w ich sytuację!), a nie śledztwo.
- Wydawca powinien dostać po łapkach za kompletną ignorancję i całkowitą dowolność w stosowaniu transkrypcji wyrazów japońskich. Efekt jest doprawdy pożałowania godny.
Przyznaję, że „Gambit turecki”
czytało mi się zdecydowanie gorzej, ale tam przynajmniej nie krzywiłam się aż
tak na samą intrygę.
5/10