wtorek, 30 października 2012

Kącik okładkowy - 2

Najwięcej okładkowych koszmarków przytrafia się książkom dla dzieci. "Księga dżungli" zbiera wyjątkowe duże żniwo. Największy grzech wydawców (oprócz niedoceniania dzieła Kiplinga i zatrudniania wyjątkowo miernych grafików, rzecz jasna) to bezczelne i zastanawiająco bezwstydne wzorowanie się/ściąganie/przerysowywanie/kopiowanie postaci z ekranizacji Disneya (która - nota bene - ma się tak do pierwowzoru jak pięść do oka). Mogłabym zaprezentować naprawdę sporą liczbę okładek, którymi skrzywdzono tę wspaniałą książkę, ale kącik ma służyć okładkom zdecydowanie wyróżniającym się, a nie tym ledwie miernym. Istnieją dwie takie okładki, które niewątpliwie zasługują na napiętnowanie.


Pomijam już bezwstydne kopiowanie z różnych kreskówek (choć te ptaszki a'la Disney rażą po oczach aż do bólu), bo to jest, niestety!, przywara większości okładek książek dla dzieci. Zastanawiające jest jednak, jak wiele osób w wydawnictwie musi cierpieć na postępującą ślepotę (bo brak gustu jest ewidentny), skoro wielki napis "Księga DŻUNGLI" nic a nic nie kłócił im się z tłem, które równie dobrze mogłoby służyć za alpejski krajobraz.

Ale i tak muszę przyznać, że dopiero druga okładka prawie wyrwała mnie z kapci.


Spójrzcie na tę minę! - do biednego miśka jeszcze nie dotarło - podobnie jak do szeregu osób zatrudnionych w wydawnictwie -  że to już nie są Chiny.