piątek, 18 marca 2011

Fiasko + Odyseja kosmiczna

Stanisław Lem – Fiasko
(Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1999)

Po niezwykle przyjemnym zaskoczeniu, jakim była dla mnie powieść „Głos Pana”, odważyłam się sięgnąć po kolejną książkę Lema. Tym razem wybór padł na „Fiasko” - opowieść o nieudanej próbie kontaktu z pozaziemską cywilizacją planety Kwinta.

Pierwsze 90 stron (!) raczej mnie nudziło i z ledwością potrafiłam skupić uwagę na treści. Brnęłam jednak dalej, pamiętając jak bardzo podobał mi się „Głos Pana” (chociaż imię „Pirx” wywołało znajome dreszcze). Było warto. „Fiasko” to niezwykle interesująca, choć nie porywająca lektura przepełniona technicznym opisami międzygwiezdnych lotów i fizycznych zjawisk kosmosu, które laik może jedynie biernie chłonąć wraz z narracją, niezdolny do odróżnienia science od fiction (chociaż wyczuwa się, że więcej jest tu jednak science, nawet jeżeli mówimy o samym jej przepowiadaniu).

Nudny i długi początek (z posłowia dowiedziałam się, że powstał on lata przed tym, zanim Lem wpadł na pomysł domknięcia fabuły) oraz brak lepszego psychologicznego obrazu bohaterów, przez który trudno zdecydowanie odróżnić jednego od drugiego (w dodatku wszyscy posługują się identycznym językiem bez żadnych istotnych różnić w stylu wypowiedzi – nawet komputer!), co czyni ich wręcz papierowymi, a do akcji wprowadza niemal emocjonalną próżnię, to główne cechy, które doskwierały mi podczas lektury. Inny problem był jeszcze bardziej subiektywny – nie miałam rozterek, które "przeżywali" ci niezbyt udanie przedstawieni bohaterowie, ponieważ w ciągu mojego życia doszłam w swych przemyśleniach do wielu logicznych konkluzji i radykalnych wyborów, dlatego sama fabuła nie mogła skłonić mnie do żadnych głębszych rozważań, ani nie postawiła przede mną pytań, których bym nie znała (ta uwaga – odnosząca się wszak do lwiej części książek w ogóle - ma tu sens o tyle, że przy braku pewnej głębi psychologicznej postaci pozbawionych dosadniejszych rysów, pozostają jedynie nagie problemy i rozterki, bez możliwości uczuciowego zaangażowania w przedstawianą treść).

To dobra książka. I tyle.

7+/10


***

Arthur C. Clarke – 2001: Odyseja kosmiczna
(Vis-à-Vis / Etiuda, Kraków 2008)


To właściwie nie dobrze skonstruowana powieść, ale szkic powieściowy albo - jak szczerze (!) podaje opis na okładce - rozbudowany scenariusz filmu o tym samym tytule. Można przeczytać, ale nic się nie straci, jeśli ominie się go szerokim łukiem.

5/10

Zaczęłam czytać „Miasto i gwiazdy” tego samego autora, ale nie dałam rady ścierpieć kompletnej nijakości tej książki. Nikomu nie polecam.