C.S. Lewis – Błądzenie pielgrzyma
(Logos, 2012)
Lubię Lewisa, ale „Błądzenie pielgrzyma” czytało mi się
nadzwyczaj ciężko. Logiczne wywody, które są u niego tak zgrabne, tutaj
przybrały formę walca drogowego – czegoś ślamazarnego i nieznośnie ciężkiego. Spodziewałam
się opowieści na miarę „Podziału ostatecznego”, a czuję się, jakbym przez pół
dnia żuła suchy żwir. Tak, jest mi naprawdę fizycznie niedobrze. Najgorsze nie
jest to, że rzecz jest trudna (autor sam wyjaśnia, o co mu chodzi), a to, że im
dalej w tę opowieść, tym mniej chce się zrozumieć bohaterów, ich wywody oraz
pojąć to, dlaczego niemal wszyscy mają potrzebę intonowania pieśni, które sprawiają
wrażenie czystego bełkotu.