poniedziałek, 20 stycznia 2014

52 zmiany


Leo Babauta – 52 zmiany
(iuvi, Kraków 2013)

Podobały mi się zgrabne, choć nie odkrywcze, zalecenia Zen To Done stworzone przez Leo Babautę, dlatego zdecydowałam się kupić w ciemno jego książkę. I żałuję. Liczyłam bowiem na jakieś podpowiedzi w sprawach efektywnej organizacji czasu, a dostałam tylko mętne porady, by jeść warzywa, pomagać innym, być wesołą i używać nici dentystycznych.

Wściekłość mnie też ogarnia, że dałam zarobić komuś, kto zrównuje pornografię ze smażonym jedzeniem czy paleniem. Trzeba naprawdę być bardzo ograniczonym intelektualnie bądź wyjątkowo niewrażliwym, jeśli największe poniżenie i uprzedmiotowienie człowieka zestawia się z podobnymi nałogami. Czego się jednak spodziewać po kimś, kto zaznacza, że nie krytykuje (dokładnie w tym zestawieniu) seksu, narkotyków i hazardu (!).

Oczywiście, nie zdziwiło mnie, że Babauta jest równie naiwny, co większość ludzi na Zachodzie, którzy uważają jogę za coś całkowicie neutralnego światopoglądowo (chyba dopiero w super-laickiej Szwecji dostrzeżono, że wprowadzenie jogi do szkół będzie równoznaczne z wprowadzeniem religii, do tego mentalnie obcej dla Europejczyków). Nie da się ukryć, że jak na kogoś zalecającego ciekawość świata, jest to człowiek wyraźnie pozbawiony dociekliwości (i dogłębnych przemyśleń).

Poza tym naprawdę nie chcę się uczyć współczucia od Dalajlamy, który każe mi się litować nad rybą na haczyku wędkarza, ale który dopuszcza rozrywanie żywcem czującej istoty ludzkiej w łonie matki tylko dlatego, że dziecko może mieć wadę genetyczną – przecież to eugenika!


Stanowczo nie polecam.