środa, 14 listopada 2012

Kuzyn Pons



Honore de Balzac – Kuzyn Pons
(Zielona Sowa, 2009)

Trudność, jaką może sprawić ta książka, polega na tym, że właściwą akcję – umieranie samotnego, po ludzku przegranego życiowo bohatera i bezwzględną walkę o jego materialny dorobek - tworzy prawie sam koniec powieści. Problem w tym, że nie ma pełnego i żywego dramatu tych wydarzeń bez ponad stustronicowego, nieraz – zdawać się może – nazbyt drobiazgowego wprowadzenia w ów świat dziewiętnastowiecznego Paryża, w którym przychodzi nam widzieć kres smutnego życia tytułowego kuzyna Ponsa, starego, brzydkiego muzyka, żyjącego w ubóstwie, którego wstydzą się krewni, a który – ku ich zdumieniu i na jego własne cierpienie – okazuje się być posiadaczem wspaniałej kolekcji dzieł sztuki. To owo tęgie „wprowadzenie” wymaga skupienia – Balzaca z pewnością nie czyta się tak gładko, łatwo i przyjemnie, jak zawsze wspaniale klarownego, wręcz ujmująco banalnego Maupassanta.

Dla cierpliwych czytelników. Ja w każdym razie zrobię sobie przerwę przed „Kuzynką Bietką”.

***

P.S. Dodałam ważne uzupełnienie do wpisu "Coehlo - dlaczego go nie czytam".