środa, 15 sierpnia 2012

Szepty zmarłych



Simon Beckett – Szepty zmarłych
(Amber, Warszawa 2011)

Kiedy zdecydowałam się wreszcie sięgnąć po thrillery medyczne i temu podobne bestsellerowe sensacje, starałam się mimo wszystko znaleźć jakieś pozytywne strony sztampowych, schematycznych, często niepotrzebnie rozwleczonych historii. Jednak chyba czas w ogóle przestać wspominać o podobnych książkach, bo ile razy mogę napisać: „można przeczytać, na szczęście – nie trzeba” albo: „jeśli już naprawdę nie macie nic innego do czytania w autobusie”... Naprawdę – byłoby zbyt wiele takich notek.

Seryjny morderca kontra patolog sądowy. Papierowe postaci, zupełnie bezpłciowy główny bohater, naciągana, schematyczna fabuła i boleśnie przewidywalne zagrania. Wiemy, kto zginie, a kto NA PEWNO przeżyje – wiemy także, gdzie pojawiają się zmyłki i jakiego będą one rodzaju. Tożsamość zabójcy jest tak zaskakująca, jak wschód słońca na wschodzie, a czytelnik oswojony z gatunkiem już przy opisie pierwszego miejsca zbrodni będzie umiał odpowiedzieć na każde pytanie, nad którym bohaterowie będą się głowić jeszcze przez wiele stron. Do tego banalnie prosty język do szybkiego wchłonięcia ogólnej nijakości. Faktycznie, bestseller.